oko cyklonu - proza
Leżałam na ortopedii po zabiegu.
Odpoczywałam. Było cicho, bo po południu
ruch w szpitalu jest dużo mniejszy. Nagle
dobiegł mnie hałas. Coś jakby odgłosy
przetaczanego wózka, którego kółka
poskrzypują i zgrzytają. I usłyszałam
podenerwowane męskie głosy.
Zapytałam pielegniarkę, która weszła do
sali, żeby zmienić kroplówkę, czy coś się
stało. Okazało się, ze przywieziono
chłopaka, który miał dosć groźny w skutkach
wypadek na motorze. Odzyskał już
przytomnosć, ale nic nie pamięta.
Pierwszy raz zobaczyłam tego chłopaka, a
właściwie młodego mężczyznę, w
przyszpitalnym parku. Oboje mogliśmy już
siedzieć na wózku i zostaliśmy wywiezieni
ze swoich sal na zieloną trawkę.
Sympatyczny pielegniarz i pielegniarka,
którzy nam towarzyszyli, usiedli na
pobliskiej ławeczce. Nas zostawiono we
własnym towarzystwie. Nie wiedziałam, jak
się zachować, co powiedzieć, ale to chłopak
rozpoczął rozmowę. Dowiedziałam się, że
czuje się zagubiony, ponieważ nadal nie
wie, kim jest. Potem każde z nas zatopiło
się w swoich myślach.
Następnego dnia również była piękna
pogoda, a między mną a Adamem - bo tak
zaczęto w szpitalu nazywać chłopaka,
nawiązała się nić sympatii. Przez trzy
tygodnie spotykaliśmy się prawie
codziennie, gdyż tego roku jesień była
wyjątkowo ciepła. Nieśmiały z początku
Adam, przy mnie jakby nabierał pewności
siebie.
Kiedy zrobiło się chłodniej, mogliśmy już
wychodzić do parku o własnych siłach. Ja o
kuli, i on o kuli. Nie przeszkodziło to
Adamowi chwycić mnie za rekę. Jaka zimna -
powiedział.
Gdy przystanęliśmy w pobliżu fontanny,
która jeszce nie została wyłączona, włożył
moją dłoń pod swoją koszulę i ogrzewał na
swojej piersi. Czułam, jak bije serce.
Nagle poczułam oddech na szyi. Nie
odsunęłam się, a on pocałował skórę tuż pod
uchem. Odgarnął na bok moje niesforne loki
i delikatnie przyłożył palce do pulsującej
w coraz szybszym rytmie żyłki.
Nagle przez okno na pierwszym piętrze
wysunęła się głowa pielęgniarza. Zawołał,
żebyśmy natychmiast wrócili na oddział. Gdy
znalazłam się w swojej sali, zobaczyłam
ordynatora. Miał dziwną minę. Bez słowa
podał mi jakaś kartkę i polecił przeczytać.
Ten list ktoś przyniósł po waszym wyjsciu
i połozył na parapecie dyżurki -
powiedział.
Uważajcie na niego - czytałam - On tylko
tak niewinnie wyglada. To morderca.
Przegryzł swojej dziewczynie gardło.
Nie uwierzyłam w to. Adam nie był taka
osobą. W dodatku list nie był podpisany.
Następnego dnia nie zastałam chłopaka w
parku. Dowiedziałam się, że został
zaprowadzony do gabinetu lekarskiego na
rozmowę z psychologiem. Potem umieszczono
go w izolatce. Powiedziano mi, ze zapadł na
jakąś zakaźną chorobę. Pod salą ktoś się
stale kręcił. Rozpoczęto remont korytarza
szpitalnego, ktory moim zdaniem, nie
wymagał wcale remontu.
Pewnego dnia usłyszałam strzępki rozmowy
dwóch pacjentów. Coś o tym, że zderzyła się
karetka więzienna z motorem i nikt nie
pozostał przyżyciu, a samochód się spalił
wraz z pasażerami. Dopiero niedawno ich
zidentyfikowali. A tego tam przewozili z
więzienia do więzienia. Myśleli, że
prowadził motor.
Nie mogłam uwierzyć w to, że mowa o
Adamie. Przecież nikt nie szukał
zaginionego chłopaka i nikt nie potwierdził
jego tożsamości. Pokazywano w telewizji
jego zdjęcie i nikt by go nie rozpoznał? Co
prawda, wtedy głowę miał całą w bandażach.
Zaczęły mną miotać wątpliwości.
W nocy zaczęło silnie wiać. Rozpętał się
huragan. Ewakuowano pacjentów do
podziemnego schronu. Biegłam z innymi.
Nagle potknęłam się i upadłam. Poczułam, że
coś chrupnęło w kostce. Skręciłam nogę! Co
teraz będzie? Zaraz zamkną schron! - przez
moją głowę przetaczały się przerażajace
wizje, a wichura przybierała na sile. Poryw
wiatru prawie zdjął ze mnie sukienkę.
Nagle pojawił się Adam. Nakrył mnie swoim
ciałem. Nad naszymi głowami przeleciał
jakiś fragment dachu. Minuty dłużyły się
jak godziny.
W pewnym momencie wszystko ucichło.
Byliśmy w oku cyklonu. Już dobrze - chłopak
pocałował mnie w policzek, potem w usta.
Kurczowo oplotłam jego tors ramionami.
Adam odgarnał mi włosy, które zasłaniały
twarz. Wytarł rękawem brud z mojego
policzka. Potem pocałował delikatnie
zagłebienie pod uchem i położył palce na
szyi w tym samym miejscu, co wtedy -
podczas pocałunku w parku. Polizał
koniuszek ucha. Zadrżałam z napięcia. Serce
biło jak szalone. Wstrzymałam oddech.
Czekałam.
Komentarze (42)
Świetna proza. Czytałam z wielką ciekawością, a tu
takie nieoczekiwane zakończenie.
Świetna proza, czyta się jednym tchem.
Serdecznie pozdrawiam :)
Sisy89
Dziękuję.
Fajnie napisane i to otwarte zakończenie daje pole dla
wyobraźni.
Pozdrawiam serdecznie :)
Serdecznie dziękuję kolejnym Odwiedzajcym za wpisy.
Chciałabym przeprosić za zawód tych, którzy liczyli na
ciąg dalszy. Zakończyłam historię tak, żeby można było
samemu dopowiedzieć finał, zgodnie ze swoimi
oczekiwaniami.
Pozdrawiam serdecznie i życzę Wszystkim dobrego dnia
:)
Ciekawa jestem co dalej, wciągająca historia.
Pozdrawiam barwami lata :)
Rzeczywiście wciągająca lektura!
Pozdrawiam :)
ładna fantazja, chłopak nie wiadomo kim jest, sam nie
wie, liczy się więc to co jest pomiędzy nim a nią, są
twarzą w twarz - można tak zbudować relację, broni ją.
No i może jest szaleńcem, nie wiadomo. Ciekawe
no to tutaj się działo oj działo...
Wciągająca treść przekazu rozbudza wyobraźnię
czytelnika.
Obrazowo ujęty temat potrafi wywołać emocje.
Pozdrawiam
Marek
ciekawie, utrzymuje w napięciu,,pozdrawiam
Intrygująco, a napięcie rośnie, aż do ostatniego
wersu, z uznaniem przeczytałem, pozdrawiam ciepło.
/Wstrzymałam oddech. Czekałam./ja też.Wciągnęłaś...
Pozdrawiam serdecznie :)
Z zaciekawieniem przeczytałam.
Zauważyłam kilka nieścisłości: karetka więzienna jest
zamknięta, jeśli wszyscy się spalili, więc Adam nie
mógł być w środku. Jeśli byłby więźniem, policja ma
nie tylko zdjęcia twarzy, zapewne też linie papilarne,
zdjęcia uzębienia itd. Jeśli Adam był więźniem,to
gdzie motocyklista (w karetce?)
Wątek osobisty peelki ciekawy, daje wiele możliwości
sd.
Pozdrawiam gorąco.
Przepraszam. Kom. dot. innej poz.