On
Był pewien on, cichy, spokojny chłopak,
Już kiedyś o nim pisałem,
To ten co stał na parapecie,
Sam biedak nie wiedział czemu ani jak.
Ja też nie wiem, lecz dzisiaj o nim kolejna
nota,
Gdyż znowu na parapecie go widziałem.
Bał się, smucił, widziałem, jak od środka
coś go gniecie.
Nie wytrzymał, chciał lecieć jak ptak...
Stanął w oknie... w myślach ten sam
mętlik,
Nie wiedział co zrobić ma sam ze sobą,
Każdy wkoło się na niego piekli,
Chciał być z tą jedną, jedyną na świecie
osobą...
Stał i patrzył... to w dół, to w dal,
Zastanawiał się nad życiem, czemu wciąż
jest sam...?
Nie wpada w szał, bo to nie w jego stylu,
Pokonał spokojem wielu, spokojem niczym z
nad Nilu...
Stał i słuchał... wyzwisk i krzyków niczym
piorunów w czasie burzy...
Myślał ile razy sam ich w życiu użył,
Nie raz było wymierzone w niego ciężkie
słowo,
Czyny i krzyki, nie szły w parze z
rozmową...
Stał i czuł, zapach nienawiści ludzkiej,
Której zaznał tyle razy, nie dając nikomu
powodów do obrazy,
Myślał więc o nienawiści pustej,
Wymierzonej w każdego. Dlaczego? Bo jest
bez skazy...
Stał, ale już nie długo,
Pomyślał sobie... po co?
Łzy ściekały po twarzy szeroką strugą...
Odszedł, myśląc: jeszcze nie tą nocą...
czując, że jeszcze tam wróci...
Komentarze (2)
hmm...jak dla mnie to podmiotem moze byc sam autor...
Wiersz piekny..zreszta jak wiekszosc tego autora:)
Czy ktoś z was spróbował mu pomóc ?-
może czekał na ludzi wyciągnięte
rące ?- może przestał by w dół patrzeć
i przyjął waszą przyjaźń w podzięce?-
ale najpierw trzeba "chcieć" pomóc