ona
Wstała.
Podniosła zbolałe oczy,
spojrzała wstecz swojego życia.
Co ujrzała?
Gorycz przeplataną fałszywym szczęściem.
Myśli przebiegły po przeszłości
i szybko wróciły do teraz.
To dziwne,
bo łza gdzieś w kącie milkła...
Długo nie myślała o tym co złe,
bo nie lubi tego co boli.
Nie lubi złych wspomnień,
których ma całe garście.
Odgoniwszy ponure myśli,
zajęła się tym, co radosne,
więc nie wiele miała do myślenia,
lecz przystanęla na chwilę przy...
przy tym ogniu,
do którego szła zawsze
i który każe jej trwać
póki on sam istnieje.
Uśmiechnęła się ciepło.
To, że stanęła z nim
oko w oko,
myśl w myśl,
było niewątpliwie największym szczęściem w
jej życiu.
Dlatego zawsze,
gdy budzi ją słońce,
gdy usypiają gwiazdy,
wędrując po swej przeszłości,
tu zawsze przystaje.
A kiedy odchodzi - zamyka oczy,
by gdy je otworzy - znów tam być.
Jej wzrok jest chyba popsuty
nie mniej od jej umysłu,
tak twierdzą ludzie.
A ona niezmiennie
nie dostrzega świata
i codzień powraca do tego,
co było jej jedynym szczęściem.
I tylko czasem głośny krzyk
przeciera jej oczy,
a wtedy płacze.
Nienawidzi siebie,
nienawidzi świata i swojego szczęścia.
Oskarża Boga.
Oskarża o to,
że każe jej trwać.
Zasypia...
Rano zapomnie o krzyku,
podnosząc się lekko.
powróci do marzeń...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.