Ostatni spacer bez psa (proza)
W bardzo słoneczne popołudnie, w ogródku
kawiarnianym, pod parasolkami, siedzi para
widocznie zakochanych. Patrzą sobie w oczy.
W dłoniach kieliszki z winem. Szkło, to
prażony piasek, który zalega ziemię od
milionów lat. Nie są świadomi tego, że
trzymają w rękach część wszechświata. A
wino to fermentacja. Tu kłania się Pasteur.
On mówi w jej oczy, może wiersz. Dla mnie
nauczenie się wiersza, to była istna
mordęga. Dziś żadnego nie pamiętam. Mógłbym
przysiąść się obok, jest wolny stolik i
podsłuchać. Podglądanie i podsłuchiwanie,
to bardzo zła cecha. Jednak wolę stwarzać
własne scenariusze.
Poeci mówią: że nauka odziera gwiazdy z
piękna, że to tylko zwykłe gazowe
zbiorowiska atomów, zbudowane zazwyczaj z
metanu i amoniaku. Ogrom niebios przyciąga
moją wyobraźnie do końca. Poeci potrafią
głosić chwałę księżycowi, jako żywej
istoty. Ja nie potrafię. Para zakochanych w
kawiarnianym ogródku znalazła się w polu
grawitacji, gdzie każde ciało we
wszechświecie przyciąga inne ciało siłą,
która dla dowolnej pary ciał jest
proporcjonalna do masy jednego i drugiego
itd. Jestem zawieszony na swojej karuzeli i
widzę światło wysyłane do mnie przed
milionem lat z odległej zapomnianej już
gwiazdy. Urok tajemnicy nie zniknie i nie
zgaśnie. Pobudza wciąż ludzką
wyobraźnię.
Idę dalej przed siebie, jak Adaś
Miauczyński. On był polonistą, albo poetą.
Poloniści to grupa ludzi z rodziny
fajtłapowatych. Ktoś mądry powiedział: " to
nie zawód, to hobby" To oni są kontrą do
nauk ścisłych, które są dźwignią rozwoju
wszelakiego. Już Kierkegaard zastanawiał
się nad egzystencją i izolacją człowieka w
obliczu w nieskończoności i tragizmu
własnego przeznaczenia. To jego słynne
dociekanie `albo-albo`.
Idę wąską uliczką jednokierunkową. Uczę się
gapić. Ludzie jak mrówki przemierzają
ścieżki. Wchodzą i wychodzą do sklepów,
bram. Samochody parkują na chodniku,
ograniczają i tak wąski szlak dla pieszych.
Ludzie maszerują nie po prawej stronie.
Zatrzymałem się nieco z boku. Błękitny
prostokąt nieba nade mną. Staram się
obliczyć jego pole. Ale po co? Stare
zabytkowe kamienice przyrośnięte do siebie,
tworzą ciąg,(matematyczny) Zapewne w czasie
II wojny św. na takich właśnie uliczkach
dokonywane były łapanki ludności. Nie było
gdzie uciec. Wystarczyło zablokować z dwóch
stron. Dziś bramy pozamykane, przy każdej
cyferblaty domofonowe. Nie załatwisz swoich
żywotnych potrzeb fizjologicznych. Toj
tojki nie widać. A gdyby było trzęsienie
ziemi, też żadnej ucieczki. Ogon samolotu
wypuścił białą smugę na niebie, przeciął
prostokąt na dwa trójkąty. Dobrze, że są
już wakacje i nie muszę tłumaczyć, jak
obliczać pola figur geometrycznych. Jedyne
wyjście z tej sytuacji, to unieść się w
czasoprzestrzeni z klaustrofobicznej
pułapki. Ktoś trącił mnie lekko w ramię.
Jednocześnie powiedzieliśmy sobie -
przepraszam - Muszę ruszyć dalej. Ludzie
nie wiedzą o czym myślę. Uważają, że jestem
jednym z nich. Jako ogólna masa, gatunek,
to tak.
Istnieje teoria taka: Gdy wypali się
słońce, a kiedyś musi. Powstanie biały
karzeł. Reakcje termojądrowe wyczerpią się.
Powstanie taki mętlik, że hej! Czarne
dziury, te większe pochłoną mniejsze.
Ciemna energia, zero ciepła. powstanie
przemiana fazowa, powstaną nowe zasady
fizyki. Resztki tych dni pójdą w
zapomnienie. Nie wiadomo, czy ludzie będą
ludźmi, czy czymś innym. Może tak się
wydarzyć. To jest prawdopodobne. Zjawiska
powstaną później, dużo później. Sam nie
wiem kiedy. Einstein mówił: "jeżeli nie
potrafisz wytłumaczyć czegoś w prosty
sposób, to sam tego nie rozumiesz"
Muszę iść dalej. Jest bardzo słoneczne
popołudnie. Ciśnienie atmosferyczne
przygniata komórki żywotne, tracą naturalny
kształt i obumierają. Muszę zdążyć. To
podróż z punktu A do punktu B. Analizuję co
jest pochodną i wychodzi rachunek
różniczkowy, czyli bardzo skomplikowany. W
myśleniu, lepiej jest rozważać cechy
indywidualne człowieka, niż polegać na
metodach ogólnych i naukowych. Każdy
człowiek posiada swój wycinek z zakresu
psychologii.
Znalazłem zacienioną ławkę w parku saskim.
Owalny staw emanuje przyjemnym chłodem.
Wierzby myją zielone włosy. Na środku
wodnego oczka, pryzma kamieni, wysepka.
Chłopczyk dusi łabędzia. Z tej odległości
nie mogę stwierdzić, czy to chłopczyk
przytulony do łabędzia, czy dziewczynka?
Ktoś powiedział w jakiejś dyskusji, że
poczęcie jest zawsze w postaci żeńskiej.
Dopiero później kształtuje się prawidłowa
płeć. Dowodem na to, są u mężczyzn sutki,
nam są nie potrzebne, nie karmimy. Tu
trzeba zapytać mikrobiologów, dlaczego
zachodzą w człowieku (kobiety) takie
zjawiska. Może przestano by prześladować
słynne LGBT.
Na moją ławkę przysiadła się staruszka. -
Jest to jedyna zacieniona ławka w tym
parku, powiedziała i usiadła. Kobieta jest
stara. Jej twarz i ręce pokryte liszajami i
brodawkami. Pachnie naftaliną. Jak wnętrze
szafy mojej babci, co pamięta carską Rosję.
W czasie licznych tułaczek i przeprowadzek,
zawsze szafę miała przy sobie. Szafa to
historia, powieść. Jest szafa, jest stół,
jest dom. - Tak mówiła moja babcia, gdy
służyła u carskiego generała w czasie
zaborów. Opowiadała niesamowite historię z
balów, przyjęć i innych plotkarskich
nowinek. Pudelek istniał zawsze. W naszej
rodzinie jest przeświadczenie, że nasza
babcia kochała się w swoim pryncypale.
Tylko jej oczy są piękne i młode. deklamuje
wiersze. `źdźbłem trawy rysuję makijaż` Te
przeklęte metafory. Drżącymi palcami
miętosi brudny kaftanik. - Jestem czarną
kobietą stworzoną we wszystkich sonetach,
tych miłosnych i tych innych. Nie raz
spędziłam na tej ławce słoneczne
popołudnie. - Głos milknie na chwilę. -
Naprawdę, pomyśl o pisaniu pamiętników.
Obawiam się, że jest już za późno.
Przespałeś życie. Od samego początku,
zbytecznym pomysłem był epizod z poezją.
Przysiadł się dystyngowany pan, w kapeluszu
słomkowym. - Jest to jedyna ławka
zacieniona w tym parku, powiedział i
usiadł. Wstałem z ławki, brzydkiej pani
nigdzie nie było dookoła. zatęskniłem za
nią, zniknęła. Zapytałem dystyngowanego
pana, gdzie jest ta pani, co była. - Nikogo
nie było. - Odparł. Jego mowa była piękna,
płynna. Formułował zdania równo. Robił
przystanki gdzie trzeba. Zatrzymywał się na
końcu zdania. Gdy zaczynał nowe, akcentował
majuskułę. Deklamował coś, jak wytrawny
aktor na scenie. Nauczony.
Jeśli chodzi o twoją stronę artystyczną, to
naturalną inklinacją, by dopasować twoją
ociężałą wyobraźnię do tego epizodu
(poezja) To nigdy nie zaznasz zawodowej
metafory. Wzruszenie nie wystarczy.
To ja muszę już iść! - Wiem, powiedział
dystyngowany pan, musisz przed zachodem
słońca. Skąd wiedział?
Zbliżam się do skrzyżowania. Ktoś próbuje
mnie zatrzymać. Macham ręką. żadnego
światła nie widzę. Nagle z lewej strony
nadjeżdża taksówka. Przerażona twarz
kierowcy i rozdziawione usta wdzierają się
we mnie. Stan głębokiej nieświadomości,
obserwowany tylko przy najcięższych
uszkodzeń mózgu. Zapadam w stan głębokiego
osłupienia. Płynę w nicości, we mgle, w
nieokreślonych kształtach. Zbliżam się do
słońca w technikolorze. Z interpunkcją
zawsze miałem problem. Stawiałem znaczki
jak chciałem. Nic nie widzę, jedynie
zniekształcone głosy słyszę. Myślę, że to
nie sen. Ze snu umiałem się uwolnić.
Wystarczyło w chwilach koszmarnych i
beznadziejnych, - powiedzieć! - to tylko
sen! Tu jest inaczej. To dzieje się
naprawdę.
- Zobacz jego dłonie, powiedział człowiek o
dziecinnym głosie. jego linia życia jest
równa z linią Marsa. A linia przeznaczenia
zlewa się z linią serca. - Toć on w życiu
nie zaznał miłości i nic nie osiągnął. A
popatrz, czoło ma wypukłe i twarz
inteligenta.
Nie wróż teraz z jego ręki. ( głos jakby
znajomego recenzenta) Tylko zaciśnij
przedramię, bo się wykrwawi i odpłynie.
Brakuje tylko telewizji
śniadaniowej.Cholera!
Dowiem się, może, co jest po tej drugiej
stronie.
Komentarze (7)
Bardzo dużo tutaj refleksji i obserwacji, zaduma nad
przemijaniem, końcem słońca/to odległa dla nas ludzi
przyszłość.../nad kobietą przypominającą babcię, nad
widokami typu dziecko które niekoniecznie kocha
łabędzie, zestaw starość - młodość, postrzeganie
innych przez nasze pole widzenia i odwrotnie
postrzeganie nas przez innych...
Dużo tutaj tych myśli, oj dużo...
Tak czy siak z pewnością nudno nie jest, serdeczności
ślę wieczorne.
A ja pomimo swojej sklerozy pierwszą stronę "Pana
Tadeusza" pamiętam ;)
Ciekawe rozważania bohatera, o wszystkim i o niczym,
jednak to cała prawda, co nam po głowie chodzi jak
chodzimy. I właśnie, gdy za daleko w nich odpłyniemy
możemy zrobić sobie krzywdę.
Kawał dobrej roboty zrobiłeś. Może na początku (jak
dla mnie oczywiście pomimo, że lubię) za dużo troszkę
matematyki i kosmosu, jednak później wszystko
unormowałeś. Wciągnąłem się, a tu trach :)
Z ciekawością przeczytałam :))
Serdeczności, Stanisławie:) B.G.
Ten obecny w tekście, Adaś Miauczyński, zgrabnie
wpisuje się i służy jako odniesienie. Te ,,wtręty''
dobrze się komponują.
To z interpunkcją to niestety fakt. Choć tragedii nie
ma.
Ciekawie, z fantazją. Miłego dnia:)
No cóż Sławomirze!
Takie mamy społeczeństwo
Ciekawy tekst. Spójrz Stanisławie na człowieka też od
strony duchowej. Jej nie obejmuje żadna nauka, a
jedynie ezoteryka.
Pozdrawiam. :)