otaczana szczególnie natrętnymi
wchodziły gęsiego
na podobieństwo pór roku
aż w końcu miała
wszystkie naraz fale zimna
i gorąca zderzała w sobie
oczekiwanie na błyskawiczny kres
z przedłużaniem w nieskończoność
decyzji o uleceniu bez skrzydeł
do tak kuszącego
szczodrościami jasności samej
przez najciemniejsze z sił
ulepionego nieba
proste instynkty
na nim zamiast gwiazd
piekielnie urosły
w najważniejszej z sekund
każdy do rozmiarów
największego ze słońc
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.