Z pamiętnika schizofrenika
Dla tych dla których rzeczywistość miesza się z fikcją.
Obudziełem się w pustym zimnym domu.
Śnieg przez otwarte okno do pokoju
wbiegł.
Tylko ja i te drewniane łoże.
Poczułem się jak w śmiertelnej komorze.
Okna zakratowane...musze się stąd
wydostać.
Drzwi dziwnie przyjazne,klamka dziwnie
ciepła.
Muszę wyjść,a jednak coś mi się
przypomina,
czy powinienem zostać...sam tu pozostać.
Otwieram wrota tego pokoju,niepewność
jak
wczorajszy sen w przerażeniu uciekła.
Białe ściany,białe
ściany,białe...korytarze.
A na końcu czeka mrok...syczy i warczy
jak spragniony ludzkiej krwi smok.
Poznam tajemnice korytarza,
tak jak kartka poznaje smak kałamarza.
To koniec mrocznej drogi...stalowe
drzwi,
podrapane chyba przez ludzi...zaschnięta
krew,
słyszę szepty...a może śpiew...
Stalowe drzwi...przesiąknąłem zimnem do
szpiku kości,do krwi...to chyba sen.
To drzwi na zewnatrz,do kolorowego
świata.
Dotarłem tu,szukałem wyjścia przez długie
lata.
Ból...osuwam sie na ziemię...dlaczego ?
Znów jestem w tym przeklętym pokoju.
Jestem dziwnie senny,przywiązany do
łóżka.
Ślady igły na ręce,nodze,piersi,karku...
stalowa igła w każdym ciała zakamarku.
Dlaczego to mnie śmieszy...nie potrafie
tego opanować...HaHa...HaHaHa...cisza.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.