Pan L.
Slysze juz kroki w buciorach zbloconych
i on upiorny w dlugim plaszczu czarnym,
kapelusz z okapem i cien parasola,
ze smetna mina i w nastroju marnym.
Przemyka sie kryjac w pustych ulicach,
bo ktozby w te pluche naprzeciw wyszedl?
Goluskie drzewa, swierszcz w komin sie
wciska,
strasznie ponura , niesamowita cisza.
Nie umiem polubic dziwnego pana,
choc przeciez on biedny niczemu
niewinny,
tak juz mu dano w jakims kalendarzu
i juz spasowal i nie chce byc inny.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.