Piąte koło
Siedzę przy biurku
piję kawę
z imieninowej filiżanki
patrzę jak brudne krople ciszy
z trzaskiem spadają na podłogę
i szansy małej nawet nie ma
by zbawił jeden mnie telefon
jak pies sierść dla mnie otrząsając
z deszczu milczenia
mój wiek ma ledwie dni szesnaście
i źródło w geografii bólu
kiedy w Monachium chwilę jesteś
lub w blasku italskiego słońca
spaghetti zgrabnie na widelec
z innym nawijasz
ten dzwon dla ciebie przecież bije
a dla mnie kawa wciąż paruje
bezsensem czystym
słonie co miały iść do nieba
w naparu mgiełce
giną marnie
a ja wciąż filiżankę trzymam
siedzę, obracam się powoli
Komentarze (4)
Czasami i 16 dni to jak cały wiek, fakt. Kiedy podłoga
zalana kałużą brudnej ciszy i kawa bezsensem paruje -
nawet słonie zawracają z drogi do nieba. Naprawdę
zachwycają mnie te metafory. Cierpliwości.
Już wiem, co mi się u Ciebie nie podoba. Może to
głupie, ale Twoje wiersze są jakby za długie. Trudno
wyłapać z nich najistotniejsze myśli, ale warto. Ale i
tak uważam, że lepiej by było, gdybyś je bardziej
wyeksponował.
spaghetti na widelec nawijasz ... z innym - kapitalne
:) zaczynam lubić wiersze bez rymu, które mówią o
czymś, z fajnymi porównaniami ...
Nie ma osoby kochanej....Zgrabnie wplotłeś w to
rytuał picia porannej kawy:-)))