Plusz i struna
Tak się czasem na świecie dzieje, że ciągnie plusa do minusa...
Była raz sobie struna,
Twarda i metalowa.
Brzmiała ostro, skrzecząco.
Wrzynała się wysokością tonów
W ludzkie pojęcie o muzyce.
I chociaż istniała to nie mogła powiedzieć
„ja”.
Tyle razy mówiła w duchu
„ty”,
Ale bezwartościowe, nie brzmiało jak
„ja”.
A cóż dopiero „my”…
Była sobie pluszowa ręka.
Biała i miękka.
Brzmiała ciszą, delikatnie.
Koiła miękkością dźwięków
Ludzkie poszarpane nerwy.
I chociaż istniała to nie mogła powiedzieć
„ja”.
Tyle razy mówiła w duchu
„ty”,
Ale bezwartościowe, nie brzmiało jak
„ja”.
A cóż dopiero „my”…
Tak się raz stało, że się spotkały.
Twardość z miękkością.
Siła z niemocą.
I zakochały się w sobie,
Budząc do życia ludzi,
Pluszowo-metalową muzyką.
I chociaż istniały wspólnie mogły
powiedzieć „ja”.
Tyle razy mówiły na głos
„ty”.
I sensowne słowo brzmiało teraz jak
„ja”.
A cóż dopiero „my”…
„Ty nie umrzesz!”-
Powiedział plusz do struny,
Bo wiedział, że przestałby mówić
„ja”.
„ Ty mnie nie opuścisz!”
–
Powiedziała struna do pluszu,
Bo wiedziała, że przestałaby mówić
„ty”.
A cóż dopiero „my” ...
Komentarze (2)
czy to tylko o muzyce nie wiem bardzo rozbudowana
alegoria... prawie jak bajka... trzymała mnie do
ostatniego wersu z wielkim zaciekawieniem
mało kiedy to piszę - ale świetny, melodyczny prawie
jak piosenka i wymowny, a jednocześnie treściwy,
pozdrawiam ;)