Południe życia
Rafałowi
Leżąc na ławce, w świeżym zapachu
kwietniowych traw,
pod kwiatami jabłoni,
wśród ściszonego śpiewu ptaków,
na brzegu bolesnej świadomości,
z widokiem na błękit nieba i wody,
na krawędzi jawy i snu
wiedziałam, że to nie potrwa długo...
Ale nie miałam o to żalu ani do życia ani
do Boga.
Wiedziałam, że to za darmo
i że było dobre.
Bardzo dobre.
Wiedziałam też, że kilka spojrzeń stąd żyje
kobieta,
której dni policzone jak listki
koniczyny
- niby na szczęście
Że obok krzycząca samotność
materialna jak ja
Że gdzieś komuś bezskutecznie przetaczają
krew,
operują dziurawe serca,
leczą to, czego człowiek wyleczyć nie
może
Że nie tak dawno mordowano tu ludzi,
gwałcono wdowy,
zasypywano zgliszcza
Że istnieją burze, zdrady i lepka
ciemność,
że czeka mnie smierć i miłość
Ogarnęłam to wszystko, na krawędzi jawy i
snu
Odnowiłam zgodę na własny los
- na bezbronność i ufność bez granic.
Komentarze (3)
zaufać do końca i...żyć jakby zaraz miało na zawsze
zasnąć słońce
piękny obraz przyrody w tle, wiersz bardzo wymowny,
pozdrawiam :)
łandy wiersz, żeby być szczęśliwym należy pogodzić się
z losem :)