Poranek nad Śniardwami
sonet
Poranek już świtał, budziły się zorze,
nad cichym jeziorem samotna kaczka
mknie.
Woń wiosenna ziemi zapachy niebu śle.
Opasły kormoran unieść się nie może.
Nagle strzelił promień jak strzała
Amora,
przeciął wody, knieje, stary las,
zagaje.
Obwieszczając ziemi, że słoneczko
wstaje.
Silniejszy mocniejszy, jak odchodził
wczoraj.
Promienie petardy strzeliły w
przestworza,
lecz nie było huku, stworzenie ucichło.
Purpurowa kula toczy się po zorzach,
trudno objąć okiem, lub ogarnąć zmysłem.
Z pól, lasów i jezior wciąż słychać
odgłosy,
pozdrawiając Pana, płyną pod niebiosy.
504
Komentarze (31)
Jak wielka tęsknota ogniem we mnie płonie. Do Mazur,
do Polski tak tęskno mi do niej...