Porcelanowe motyle
Dla wszystkich Porcelanowych Motyli...
Pozornie szczęśliwa
na wpół uśmiechnięta
błądzę tak rozkosznie po pętli labiryntu
w świetle słońca dostrzegam prawdziwość
otępienia
i dno do którego prowadzi złuda
Gdy w szarościach umysłu dzieje się zbyt
wiele
nie wiesz kto twym wrogiem jest
a kto przyjacielem
W tej szarości
w tej ciemności przesuwam sie wciąż
naprzód
nie widzę jeszcze światła
cel obrany niknie
za póżno by zawrocić...
W dziwęcznej ciszy
w morku tak jaskrawym
idę...
po zbyt miękkiej trawie cudownie się
stąpa
wśród wichrów i fal tak słodko sie topić
gdy umysł nie czuwa
a każde z dwojga oczu można nazwać
ślepcem
W odmęt ten wkradnie sie nadzieja
tak płonna
jak wino słodka
jak lilia wonna
Otaczać cie będzie kruchym ramieniem
aż całe twe życie pod swym skryje
cieniem
Poczęstuje cię szczęściem da
ułaskawienie
byś nie poczuł czym jest cierpienie
obieca przy tym lekkość motyla
lecz przyjdzie także rewanżu chwila...
Szpony swe wbije w twą suchą skórę
poszarpie
porani
wywoła wichurę
krew tryśnie-ona nią obraz zmaluje
na płotnie twa twarz-ona ja opluje
Jest jak melodia której nikt nie słyszy
gdy słychać śmiechy ty siedzisz w ciszy
wyrywa ci z piersi ostatnie serca bicie
depcze, pali , lecz"kocha" nad życie
Jedno mnie pociesza i tylko to jedno...
gdy ja ojdę na dno ona razem ze mną
***
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.