W poświacie księżyca
W poszumie drzew słyszę twój głos
błyszczące oczy widzę wsród lisci
łagodne rysy twarzy emanują spokojem
chcę dotknąć nie mogę oddalasz się
biegnę ścieżką jak echo wśród gór
ręce wyciągam by pochwycić ciebie
ty sprytnie wywijasz się z nich
i znikasz za zakrętem nicości
bawisz się ze mną w grę mi nieznaną
twój cień rozciąga się nad drzewami
umyka jak chmury gonione wiatrem
może zabłądzisz a ja ciebie znajdę
usta gorączką spękane wody spragnione
strach jest ogromny wszystko to na nic
biegniesz przed siebie nie bacząc na
mnie
z sił opadłam lecz błądzę w malignie
Komentarze (3)
możesz gonić ją, biegać za nią rozgorączkowany -ona
jeśli zechce sama znajdzie ciebie -ot tak
niespodziewanie - ładny wiersz - cieplutko
pozdrawiam:)
rozgorączkowany bieg ku miłości... faktycznie bardzo
smutne
I ja przez chwilę znalazłam się w tej poświacie,wiersz
bardzo ciekawie napisany, pozdrawiam.