POTEM, albo pomoc publiczna –...
Paulina zachęcała: Kasa Smak Ride’a jest
jedynym siedzącym stanowiskiem. Da więc
radę. Ale czy nie boi się kasy, finansowej
odpowiedzialności i klientów (sorry: gości!
Gości restauracji!), którzy potrafią nieźle
dokopać, gdy strzelają focha.. .?
Jak się bać? Całe życie zjadała zęby na
obsłudze. A kasa? Pikuś!
Niepełnosprawność gwarantowała jej
półgodzinną przerwę, więc spokojnie zażyje
przeciwbólowe i poradzi. Nie takie wyzwania
brała na klatę i dawała radę. Praca 5 dni w
tygodniu - po 8 godzin, 2 dni odpoczynku,
bez godzin nocnych i na poziomie zero,
czyli bez musu włażenia na drabiny w
magazynach, podesty itp... Bez dźwigania.
I co z tego, że lekarka medycyny pracy nie
chciała podpisać stanowiska? Twierdziła:
„nie da pani rady!”. Po przekonującej
perswazji podpisała. Potem inspektorka –
też: „Nie dasz rady....”
Niepełnosprawność to cały etat, kolejny
okres składkowy potrzebny w razie
konieczności przejścia na rentę, w
przypadku, gdyby utraciła całkowicie
zdolność do pracy. Pewnie, że poradzi.
Dwa pierwsze dni – szkolenie. Uśmiechy
menagerów i wrogie zerkania pracownic,
które zaczynały od mopa, zmywania,
garnierowania. A tu nowa, od razu na kasę?!
Skąd miały wiedzieć, że ten zaszczyt
zawdzięcza dofinansowaniom z PFRON?
Trzeci dzień. Postawili już na osiem
godzin na kasę. Bez nadzoru. Na głęboką
wodę, bez obeznania z panelem. Chwalili i
poklepywali. I kazali w międzyczasie myć
tacki – coraz prędzej. Szefowa pouczała:
„Na początek, licząc do pięciu – trzy ruchy
ręką po stronie wierzchniej, dwa po spodzie
tacy. Potem, licząc do trzech.”
Najbardziej bolało podczas wychylania się
przez małe okienko w kierunku ręki gościa,
który zatrzymywał się w znacznej
odległości. Dosięgała, ale rozciąganie
mięśni wywoływało ostry ból karku i prawego
ramienia. Połykała leki w przerwie. Myła
tace, biegła do okna, bo podjeżdżał
samochód, inkasowała, wracała do tac.
Krzesełko w kasie przeszkadzało – ciasno,
więc plątało się pod nogami.
W słuchawkach wybrzmiewały składane
zamówienia i krótkie polecenia: „popraw
zamówienie, bo gość chce coś jeszcze,
przyjmij zamówienie bo przejechał...”
Rzucała tace i mokrymi rękami przyjmowała
pieniądze, zmieniała zamówienia, szukała na
panelu odpowiednich pozycji, czasami była
zmuszona prosić o pomoc, gdy nie znajdowała
tych właściwych. Już trzeciego dnia
stanowcze poganiania, irytacja, dlaczego
tak powoli. Jedenaście sekund na obsługę
gościa, na operację kasową. Tace -szybciej,
bo wycieczka i brakuje. „Szybciej,
szybciej, bo...!”
„Bo” nurtowało – nigdy niedokończone,
nigdy nie doprecyzowane.
Miejsce na kamerę w kasie świeciło pustką.
Kamery były właściwie wszędzie, ale w kasie
nie było. ..
Wpadali z kartonami i pojemnikami:
„Układaj cukier, układaj ketchup, składaj
domki...!” Po chwili: „myj tacki, czemu nie
myjesz?!” Odruchopwo zatrzaskiwała szufladę
kasy w jej obronie, gdy za plecami
trzaskały drzwi cassroom’u. Szlag...!
Szybko wołać menagera, bo nie wydała
gościowi! Znowu menagerski wrzask, albo
wściekłe: O Jezu! Szybki ruch kartą,
otwarcie szuflady i foch, że opóźnia pracę.
Histeryczne myśli: ”Nie da rady...”
Pieprznie drzwiami i pójdzie precz, byle
dalej! Byle prędzej!
Potem do tac, ketchupów i domków dołożyli
mycie sprzętów ze śniadań. Inkasuje, pędem
do tac, do zlewu, do domków... Grafik
straszył dziewięcioma dniami pracy
non-stop. Nie da rady, ku...! Nie da
rady!!! Tabletki i domki, inkasowanie,
tace... Niedziela – zapier...! Przez cztery
godziny kilkuset gości do odprawienia od
okna z paragonami, resztą..., tace, cukry,
zmywanie... Rozwrzeszczana Alina i
uszczypliwa Ewka, której miała ochotę dać w
zęby, żeby choć na chwilę przestała
dogryzać przez te cholerne słuchawki.
W końcu spięcie z Aliną: „Chyba
porozmawiam o tobie z szefową!!!” Odpowiedź
przez zęby - cicha i stanowcza:
„Porozmawiaj...! Porozmawiaj...!”
Zaskoczenie w oczach menagerki i błysk
zaniepokojenia. W przerwie podczas
zliczania stanu pieniędzy chciała jej
wmówić manko – siedemdziesiąt zł. „Alina,
sprawdzaj – w kasie gra. Co do grosza.
Odjęłaś błędną kwotę z dyspensera.
Sprawdzamy.” Kasa grała. Alina straciła
rezon, szczególnie w momencie, gdy
usłyszała: „Obiecuję ci, że nie pozwolę ...
Obiecuję!” Menagerka odpuściła,
przeobrażając się w przyjaznego, życzliwego
duszka. Już wiedziała...
Odliczała kolejne dni. Nareszcie wolne! Za
nią Dziewięć dni tyrania, łajania i
postawienia kilku popędliwych menagerek do
pionu, czyli do postawy odbiegającej od
pojęcia „mobbing”. Dowiedziały się, że nowa
nie da sobie dmuchać w kaszę. Kierowniczka
spoglądała z dozą czegoś w rodzaju
zdziwienia i niepewności jaką winna przyjąć
postawę. Też już chyba wiedziała.
Dowiedzieli się też, że nowa mówi po
angielsku. Kierowali obcojęzycznych gości
od okna zamówień do jej stanowiska. Nie
wiedzieli co z nimi zrobić. Nowa wiedziała.
Niedobrze. Nie można było zbesztać.
Pojawiło się kilka przyjaznych duchów –
dotąd cichych. Jeden duszek płakał, gdy
menagerka ze stoickim spokojem rzuciła
odwracając się plecami: „Bez czarnych butów
nie wejdziesz do pracy. Takie są standardy.
Twoje wyrzucone, bo wbrew regułom
zostawiłaś je w szatni.” Nowa dała jej
swoje – te nierobocze – akurat czarne i we
właściwym rozmiarze. Nie będzie więc
nieusprawiedliwionej nieobecności w pracy.
Menagerka zła.
Inny duszek wyszedł ze łzami w oczach do
obsługi gości w jednym (regulaminowo
czarnym) bucie. Drugi but „zgubił” w
trakcie pracy podeszwę. Kazali więc
zafoliować na nodze wspomniany but z
oderwaną podeszwą. W „scalonym” spożywczą
folią, musiał duszek kontynuować pracę.
Koleżanki rzucały rozbawione: „Ciekawe co
ludzie na to?” Nowa syknęła: „Nooooo, jeśli
trafi się człowiek, to zdejmie własne buty
i podaruje...” Odesłali duszka do domu,
aby odzyskał godność, bo właśnie awansował
na menagera, a menager musi mieć godność.
Wciąż zerkała na miejsce na kamerkę w
kasie. Co, jeśli wyjdzie myć tace, a jakiś
gość włoży rękę przez niezabezpieczone
okienko? Co jeśli włoży przez okienko
straszak, albo...?! Co z jej podpisaną
finansową odpowiedzialnością? Wiedziała, na
pewno: nigdy nie dowiedzie, że zmuszano ją
do pozostawiania kasy bez opieki, do
wykonywania czynności, których nie ma prawa
wykonywać kasjer, że to ją mogą potem
obarczyć winą za niedopełnienie obowiązku
trwania na stanowisku, za narażenie
firmowych pieniędzy... Wiedziała... Bez
nagrań z kamery nie udowodni.
Póki co, jakoś leci, póki co... pracuje.
Póki co ma wolne. Potem...
Komentarze (19)
Bardzo ciekawy tekst, czyta się jednym tchem -
tematyka społeczna nie może być obojętna. Naszkicowane
zjawisko ma szeroki aspekt, jeżeli niepełnosprawna
osoba pracuje, a nie powinna, to tylko dlatego, że
wybiera między złem "lepszym i gorszym" ... opcja
alternatywna jak w tytule. Jestem ciekawa kolejnej
części opowiadania - serdecznie pozdrawiam.
Ech, aniele karny! Taki los.
Masz parę literówek ---->Odruchopwo zatrzaskiwała//(w
trakcie czytania widziałam dwie, jak chciałam
skopiować - nie znalazłam drugiej, ale wydaje mi się,
że poszalałaś troszkę ze znakami podwójnymi, trochę
ich za wiele, a konkretnie np. w tym miejscu -->przez
okienko straszak, albo...?! )
Całość zasługuje na uwagę.
Bardzo ciekawe pisanie, w temacie praca. Strasznie
zagoniona ta peelka:(
Miłego dnia.
ta to ma labę, a przecież jeszcze nogami mogłaby
deptać kapustę.
Pozdrawiam serdecznie