Przed świtem
Ucieka z głowy sen
zaczynam budzić się.
Resztka snu w nicość odchodzi,
wierny pies po twarzy liże mnie.
Jeszcze trochą poleżę,
dzisiaj nigdzie się nie spieszę,
przeciągam się powoli,
budzik zaczyna dzwonić.
Za ścianą kanarek pieśń swoją śpiewa,
za oknem szumią drzewa,
mały deszczyk z chmury pada,
wiatr lekko powiewa.
Wstaję, choć niepewnie
zaczynam nowy dzień,
jeszcze oczy mam zamknięte,
wieczorem znów położę się.
Komentarze (1)
ach te niedziele, można trochę dłużej poleżeć
wierszyk troche rymowany, opisuje zwykły poranek, ale
mi się podoba... czasem to co zwykłe jest czymś
wielkim :)