PUKANIE
Zapukałem do drzwi, nikt nie otworzył
ich
Pukałem w parapet, ten nie zadrżał nawet
Zza firanki nagle przemówił do mnie
pech:
Głupcze, tylko szyderczy wzbudzasz
śmiech!
Czyżbyś w roztargnieniu tak dużo
przeoczył?
To nie jest miejsce, dla szukających
pomocy.
Odrzekłem mu, że tak nie wiele mi trzeba
Zapomnieć się chcę w małej kromce chleba
Potem odwrócę się i w dalszą ruszę drogę
Póki noga jedna ciągnąć będzie drugą
nogę.
Zniknął tak cicho i szybko jak się
pojawił
Śmiechem, słyszałem, o mało się nie
zadławił.
Zabrałem się stamtąd, ruszyłem przed
siebie
Złośliwość rozgoniła gdzieś gwiazdy po
niebie
Potykam się zatem, czasem w błoto upadam
Z uśmiechem na ustach pogania mnie
zdrada
Jeszcze zawiść znienacka pogmatwała mi
drogę
Ubawiona, że odnaleźć się w sobie nie
mogę!
Czasem czuję się mocno sponiewierany
Kiedy fałsz nie szczędzi soli na bezkrwawe
rany
I tylko czekać na osąd, „dobry, czy
zły”
Za plecami różnie mówią, nie liczę się z
tym!
Już nie raduje mnie gniazdo wysoko na
słupie
Właściwie nic nie, bo i tak wszystko w
d…!
Komentarze (1)
och ... tyle bólu i smutku ... siły szukaj w sobie a
najcenniejsze są własnie te małe radości ... jak
gniazdo na słupie