Rękawiczki
rozpaliłam świecę płonie tak żałośnie
zanurzam w niej palce liże mnie językiem
poparzone dłonie poplamione woskiem
niczym rękawiczki chronią przed dotykiem
lękam się przyszłości bo nikt nie
wywróży
słonecznego jutra z kartek kalendarza
każdy świt rozkwita krzewem dzikiej róży
i uśmiech beztroski tak rzadko się
zdarza
wciąż przeszłość obwiniam o ten stan
umysłu
lecz czy słusznie – nie wiem nie mam dziś
pewności
jak poeci chmurom nadaję kształt zmysłów
kiedy okruch szczęścia w sercu mi
zagości
upuszczona w gniewie wyblakła przez lata
szpulka nici życia co wije się luźno
może czasem trzeba dorosnąć do świata
i zerwać łańcuchy - oby nie za późno
Komentarze (11)
o tak - oby nie za późno
pozdrawiam
Pięknie ale smutno...
oby nie za późno:):)
Cóż Ci mogę poradzić biedna Sarno33? Już wiem.Napisz
wesoły wiersz.Pozdrawiam radośnie.
Piękny i niezwykle mądry! Pozdrawiam 'D
Smutnie rozprawiasz, ale po to się coś kończy, aby
mogło się rozpocząć nowe:)
zerwać łańcuchy póki jest czas! pi
eknie i ciebie w okienku!!1 pozdrawiam
Widzę tu ich ciepły czar, ten odpychający od mrozu
gryzącego.
Omyłkowo się wkleiło - na beja tak smętnie. Sorry.
Płomień świecy parzy - rączek nie uchronisz
Od smutku co jak kwas w twą skórę się wdziera
Jesień cię dopadła i w gwiazdy spozierasz
A czasu młodości nigdy nie dogonisz.
Pozdrawiam serdecznie
Stajenny Jurek
Na beja tak smętnie.
Uczymy się życia przez cały czas, w zasadzie nigdy do
końca nie dorastając. Dobry wiersz. Pozdrawiam.:)