Samobójstwo
Podchodząc do okna.
Jednocześnie wchodząc na łóżko.
Jest wtedy wyżej.
Wychylam się przez okno.
Z jedną myślą.
-ZA NISKO.
Patrzę wtedy w niebo,
Łza po policzku mym szybko wysycha.
Leci następna.
I następna…
Patrzę w dół.
Nie mogę już.
Schodzę.
I biorę się za coś innego.
Biorę nóż.
Może polew krwi?
Przykładam nóż do brzucha.
Płaczę, gdyż szlocham.
Nie, nie mogę.
Więc kucam.
Otwieram szafkę z lekarstwami,
W ręce trzymam pudełko pełne tabletek.
Dość mocnych, ale to nic.
Wysypuję je na rękę.
Patrzę na nie.
W oczach po raz kolejny łzy.
Nie mogę już.
Idę więc do pokoju.
Kładę się na łóżko.
Trzymam się za gardło,
Może udusić by się udało.
Jestem blisko,
Lecz zobaczyłam wizję.
Nie, nie mogę.
A może by pozostać trupem na suficie?
Może pozostać, przy tym sznurze?
Nie, nie mogę.
Kto mnie trzyma, bym dalej żyła?
Ona, czy on?
Nie wiem.
Ale ktoś czuwa nade mną.
I wiem, że to nie mój dzień.
To ona, to on.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.