Sen
Wstał, a ja wyrwana z zamyślenia i
wstrząśnięta, zostałam na miejscu i
trzymałam jego rękę.
- Chodźmy - rzekł - już czas. - Chciał
cofnąć swą rękę, a ja ująłam ją jeszcze
silniej!
- Zobaczymy się znów - zawołałam -
odnajdziemy się znów, rozpoznamy się pod
wszystkimi postaciami.
Odchodzę - ciągnęłam - odchodzę chętnie, a
jednak, gdybym miała rzec: na wieki, nie
zniosłabym tego.
Bądź zdrów...
Zobaczymy się znowu.
- Jutro, sądzę - odrzekł żartobliwie.
Czułam to jutro!
Ach, nic nie widział, cofając rękę swą z
mojej.
Stałam, patrzyłam za nim w świetle
księżyca, rzuciłam się na ziemię i
wypłakałam się, zerwałam się, pobiegłam na
taras i zobaczyłam jeszcze w dole, w cieniu
wysokich lip, jego czarną kutkę w
drzwiach...
wyciągnęłam ramiona i zniknął...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.