Siostra Eliza (odc. 48)
Lesia lekko otworzyła oczy. Spod nieco
tylko uchylonych powiek ujrzała pochyloną
nad sobą twarz eleganckiej, młodej kobiety.
Czyściutka, świeża cera i równo ułożone,
upięte złotą spinką, gęste włosy świadczyły
o jej dbałości i staranności, ale także
podkreślały jej urodę. Miała lekko
miedziane blond włosy i regularne, dość
wydatne wargi. Aby ich zbytnio nie
podkreślać pomalowała je cienką warstwą
transparentnej szminki. Nieduży, prosty
nosek i raczej blade policzki miała
troszeczkę upstrzone bardzo delikatnymi,
drobnymi piegami. Była ubrana w
ciemno-granatowy kostium i białą bluzkę, a
w uszach błyszczały drobne, zielone
szmaragdy. Widać było, że lubi skromną i
raczej prostą biżuterię, bo oprócz
eleganckiego zegarka miała na nadgarstku
śliczny, wąski, złoty łańcuszek. Całość
złotych ozdób dopełniał także delikatny, z
drobnych oczek wykonany naszyjnik.
Lesia oprócz niej nie widziała nikogo
innego, bo leżąc na pryczy miała głowę
zwróconą do drzwi wejściowych do celi,
nikogo i niczego innego też na razie nie
słyszała.
Kobieta nachyliła się nad nią i w jej
oczach pojawiły się łzy. Wszyscy obecni i
oczywiście sama Lesia usłyszeli jej łamiący
się głos:
-Aniu, ty żyjesz! Aniu, kochana
siostrzyczko, ty nie zginęłaś!
Zbliżyła swoją twarz już dosłownie na
kilkanaście centymetrów od głowy leżącej.
-Aniu, Aniu, siostrzyczko, obudź się to ja,
Eliza! Obudź się, kochanie.
Lesia była zdumiona, ale nic się nie
odezwała, patrząc się już teraz otwartymi
oczami na swoją rzekomą siostrę. Nic nie
mówiąc lekko podniosła obie ręce, czekając
na to, co dalej nastąpi.
Eliza uklękła przed nią przy łóżku i objęła
ją delikatnie i zaczęła całować. Lesia vel
Anna objęła ją także, niemal automatycznie
i tak trwały, przy czym Eliza w perfekcyjny
sposób wciąż udawała łkanie i
wzruszenie.
Wreszcie na chwilę przestała, ale
przywierając twarzą i ustami do jej skroni
i policzka wyszeptała jej do ucha, po
francusku, by nikt inny broń Boże
przypadkiem nie zrozumiał:
-Jestem Eliza Müllner! Pamiętaj, Eliza
Müllner, twoja rodzona siostra. Nasza matka
już nie żyje, a nasz ojciec mieszka w
Wiedniu! Pamiętaj, nasze nazwisko rodowe i
rodziców brzmi Müllner. Nie mamy męskiego
rodzeństwa, bo brat zginął na froncie w
Afryce. Nasze dwie ciocie i wujek mieszkają
w Innsbrucku, w Austrii. Stamtąd pochodziła
też mamusia. Dwójka twoich dzieci, Wolfgang
i Berta, jest teraz u babci w Sittensen,
Mülhenstrasse 36, a ty dotąd byłaś uznawana
za zmarłą. Jestem twoją siostrą, która cię
teraz wreszcie odnalazła. Jestem od ciebie
starsza o pięć lat, a brat Gerhard był
starszy od ciebie o trzy lata. Mamy jeszcze
jedną siostrę, Martę, moją bliźniaczkę.
Pamiętaj, twoje dzieci są u twojej
teściowej, Berty Steiner. Adres: Sittensen,
Mülhenstrasse 36. W razie rozmów tutaj z
nimi mów mało, zwłaszcza jeśli czegoś nie
wiesz.
Przerwała i znów zaczęła łkać i niemal
krzyczeć, tym razem po niemiecku.
-Anno, Anno, siostrzyczko, jesteś! Ty
żyjesz!
Podniosła wreszcie głowę, popatrzyła na nią
i położyła obie dłonie na jej twarzy.
Przyglądała się jej uważnie, a za chwile
spojrzała w kierunku drzwi. Lesia nie
widziała, kto tam stoi, ale usłyszała
donośny głos swojej „siostry”:
-Pułkowniku Reschke, co wy żeście zrobili
mojej siostrze? Pułkowniku Reschke, co to
ma wszystko znaczyć?
Zagadnięty Reschke podszedł najwyraźniej
bliżej, bo Lesia usłyszała zza swojej głowy
jego niepewny, jąkający się głos:
-Panno Müllner, zapewniam panią, że nikt
pani siostry … tutaj … na naszym
posterunku….
Eliza zerwała się na równe nogi i jeszcze
raz spojrzała na swoją „siostrę”, a potem
spytała:
-Anno, od kiedy tu jesteś?
Lesia rozłożyła ręce, a za chwilę zamiast
odpowiedzi pokazała „siostrze” swoich pięć
rozłożonych palców lewej dłoni.
-Anno, kochanie, jesteś tutaj od pięciu
dni? – pytanie Elizy zabrzmiało jakimś
najwyższym altem, aby wyrazić najwyższy
stopień jej zdumienia.
-Tak! Od soboty jestem tutaj więziona,–
odpowiedziała, teraz już pojmując, do czego
zmierza Eliza.
Ta znów uklękła przy niej i złapała ją za
ręce:
-Anno, siostrzyczko, czy to tutaj, na tym
posterunku cię bili i torturowali?
Lisia potwierdziła skinieniem głowy.
Jeszcze nie była pewna, czy to jest sen,
czy też to, co słyszy, jest prawdą. Nie
wiedziała także, jak ma się zachować i jak
odpowiadać, by znów nie popełnić jakiegoś
błędu w tej grze o życie. „Siostra” mówiła
teraz tylko po niemiecku, ale wcześniej po
francusku – skąd ona wiedziała, że Lesia
zna tak dobrze ten język?
-Pułkowniku Reschke, co wyście zrobili
mojej siostrze? – krzyczała Eliza, stojąc
nachylona tuż przy krawędzi pryczy i wciąż
trzymając w dłoniach obie dłonie swojej
„kochanej siostry”. -Przecież ona nie ma
siły nawet odpowiedzieć i ze mną rozmawiać!
Jest wyraźnie okrutnie pobita i wygląda,
jak po średniowiecznych torturach!
Nie było odpowiedzi wyraźnie speszonego
gestapowca, więc Eliza pochyliła się
jeszcze bardziej i delikatnie uniosła tułów
i głowę Lesi tak, żeby ta usiadła i mogła
widzieć wszystkich swoich oprawców. Wszyscy
stali blisko drzwi, za wyjątkiem sekretarza
i „opiekuna” z pociągu.
-Anno, siostro najdroższa, czy to oni cię
pobili? – zapytała, kucając przy niej i
wskazując na grupę milczących mężczyzn.
-Tak, od soboty okropnie byłam bita i
torturowana – odpowiedziała Lesia.
Wskazując po kolei trzech z nich, mówiła
dalej:
-Bili mnie niemiłosiernie, chociaż
wiedzieli, że nazywam się Anna Lisa
Steiner, i że jestem Niemką. Bili mnie do
utraty przytomności – kilka razy straciłam
przytomność, a oni mnie jeszcze kopali.
Elizo, jakie to było straszne, gdy moi
rodacy tak mnie bili, chociaż jestem
niewinna. Tylko dlatego, że ośmieliłam się
tu przyjechać, by odszukać mojego biednego
Bernarda, mojego męża, na którego tam, w
Sittensen, czekają nasze dzieci.
Teraz już autentyczne łzy ciekły z jej oczu
i z oczu Elizy. Lesia kontynuowała:
-Bił mnie Sprüscher, ten grubas z przodu.
Także ci dwaj z tyłu w mundurach, których
nazwisk nie znam. Pejczem, drewnianą
listwą, pięścią. Kopali mnie, leżącą na
podłodze. Bił jeszcze jeden, Albert
Schöcke, którego tutaj nie widzę, który
groził, że mnie zabije. Bili mnie
bezpardonowo i bezlitośnie. Mnie, niemiecką
kobietę i żonę oficera niemieckiego
walczącego na froncie. Bili mnie tak, że
myślałam, że umieram, razem z dzieckiem
moim i Bernarda, które mam w swoim łonie! –
wskazała na swój brzuch. –Bili mnie i
kopali pomimo tego, że wiedzieli, że jestem
w ciąży, a ten gruby Sprüscher zagroził mi
nawet aborcją mojego dziecka!
Eliza porwała się na równe nogi i
wymachując rękami przed twarzą pułkownika
Reschke krzyczała do niego:
-Pułkowniku Reschke, oskarżę pana i tych
pańskich sk … synów o bicie i znęcanie się
nad moją siostrą! Nad moją ukochaną
siostrą! Pułkowniku Reschke, pan za to
odpowie, za te wasze bezwstydne nadużycia w
stosunku do niemieckiej, niewinnej kobiety,
na dodatek w ciąży, o czym panowie
wiedzieliście! Wy wszyscy pójdziecie
siedzieć! Już się o to postaramy, ja i mój
przyszły mąż, który jest teraz ze mną tutaj
w Warszawie! Nie puścimy tego płazem!
-Panno Elizo, proszę się uspokoić. Wszystko
zaraz wyjaśnię, tylko zapraszam panią do
mojego gabinetu …
-Co? Do pana gabinetu? Nie opuszczę już
mojej biednej siostry, za nic na świecie!
Będę tu przy niej i nie zostawię samej, bo
dalej jesteście gotowi ją zabić! Jaką mi
pan da gwarancję, że ona jest tutaj
bezpieczna? Gdzie jest ten Schöcke, który
chciał ją zabić? Proszę tutaj natychmiast
wezwać komendanta! Natychmiast!
-Panno Elizo, teraz to jest niemożliwe …
-Jak pan śmie tak mówić! Jak pan śmie
patrzeć mi w oczy! Zbrukał pan honor
niemieckiego munduru! Pan i ci pana sk …
syni jesteście niegodni, by być Niemcami.
Chcieliście zabić moją siostrę Annę tylko
dlatego, że jesteście idiotami i sadystami.
Anna mówiła tu przed chwilą, że chcieliście
ją doprowadzić do śmierci wraz z jej
dzieckiem! W jakim celu chcieliście ją
zabić? To jest hańba dla was! Hańba!
Eliza chyba przesadziła z tymi oskarżeniami
niemieckich oficerów Gestapo. Sama się już
chyba też o tym przekonała, bo w tym
momencie zamilkła. Znów podeszła do pryczy
i nachyliła się nad Lesią. Przyklękła przy
niej na podłodze i wzięła ją za obie ręce,
mówiąc i płacząc jednocześnie:
-Anno, moja śliczna, kochana Anno! Co oni z
tobą zrobili, jak oni cię zmaltretowali.
Jak można tak bić uczciwą, niemiecką
kobietę na posterunku niemieckiej
policji!
Lesia patrzyła i słuchała tego wszystkiego
z narastającym zdumieniem. Czy to miała być
ta pomoc, o którym było napisane w grypsie,
otrzymanym w dniu wczorajszym? Jeśli tak,
to zaczynała się bać, że to się może źle
skończyć, bo chyba jednak Eliza przesadziła
z tą awanturą i besztaniem pułkownika
Reschke i jego współpracowników. „Choćby
nie wiem, jak wiele miała racji, to jednak
po takich oskarżeniach zaczną się bronić” -
pomyślała.
I rzeczywiście, Reschke już się otrząsnął z
zaskoczenia i przystąpił do kontrataku:
-Ja tutaj jestem szefem i mogę panią
natychmiast aresztować za te wszystkie
obelżywe oskarżenia przeciw nam! To jest
moje …. – przerwał, widząc twarz Elizy,
która wstała na te jego słowa.
-Co takiego!? Jak pan śmie tak mówić! –
odkrzyknęła Eliza. -Jak pan śmie! Niech pan
tylko spróbuje zacząć znów coś knuć i robić
przeciwko mnie i mojej siostrze – zaraz
pana stąd zabiorą do Auschwitz lub do Rosji
na front! Pan się nawet nie domyśla, z kim
ja tutaj przyjechałam! Pan nawet nie wie,
kogo za chwilę pan tutaj spotka i przed kim
będziecie się wszyscy musieli tłumaczyć! Za
niedługo skończy się pana perfidna
działalność i spiskowanie przeciwko życiu
mojej siostry. Natychmiast żądam i
potrzebuję, by pan przyprowadził tu
komendanta! Rozumiesz pan, panie Reschke?
Natychmiast!
Musieli już usłyszeć te krzyki na całym
piętrze, bo właśnie w tej chwili w celi
pojawił się postawny mężczyzna w mundurze
pułkownika. Ukłonił się Elizie i
przedstawił:
-Jestem pułkownik Wilfried Paul Hermann
Jopke. Mam przyjemność zaprosić panią,
panno Elizo, wraz z pani siostrą Anną, do
mojego gabinetu. W razie potrzeby będziemy
służyć pomocą pani siostrze, jeśli miałaby
jakieś trudności z przejściem.
Chodziło mu o pomoc w prowadzeniu Lesi, tak
bardzo osłabionej po tych okrutnych
torturach. Eliza już się uspokoiła,
zwłaszcza, że oprócz Jopke pojawił się wraz
z nim inny pułkownik Gestapo,
Hans Dietmayer, o którym wcześniej mówiła
„mój przyszły mąż”, przed którym będą się
„wszyscy musieli tłumaczyć”.
Dietmayer stał w korytarzu tak, że Eliza go
widziała. Już spokojniejsza pochyliła się
nad „siostrą” i po krótkiej z nią rozmowie
odrzuciła tę pomoc ze strony Jopkego.
Pomogła Lesi wstać i poprawiła jej ubranie,
włosy i założyła buty. Wzięła ją pod ramię
i ruszyły powoli przez korytarz, obie
przytulone do siebie jak dwie siostry.
Powoli dotarły wraz z całą otaczającą świtą
oficerów do gabinetu szefa Grupy IV E
Gestapo w Warszawie, pułkownika Jopke. Po
drodze Eliza mówiła głośno do „siostry”:
-Anno, jaka jestem szczęśliwa, że cię
wreszcie tutaj spotkałam! Jakie to wszystko
byłoby piękne, gdyby nie ci dranie, ci
perfidni oprawcy, którzy cię tak zbili! Nie
martw się, zatroszczę się o ciebie,
siostrzyczko, jak tylko stąd wyjdziemy.
Podpułkownik Reschke szedł za nimi i
oczywiście to słyszał. Pozostałym trzem
oprawcom nakazano, by nie oddalali się ze
swojego pokoju dla dyżurnych Gestapowców na
tym samym piętrze i czekali na dalsze
polecenia.
Po krótkich wyjaśnieniach i jeszcze
jednych, solidnych przeprosinach
podpułkownika Reschke - pułkownik Jopke
odezwał się tymi słowami do „sióstr” Elizy
i Anny:
-Bardzo proszę powiedzieć, czego panie od
nas teraz oczekują. Pan pułkownik Hans
Dietmayer zalecił nam bezwzględnie naprawić
nasz błąd w stosunku do pani Anny Steiner,
z czego chcemy się w miarę możliwości
wywiązać. Postaramy się spełnić życzenia
pań, o ile będą one możliwe do
spełnienia.
W ten sposób rozpoczęło się spotkanie, w
którym wziął udział towarzyszący Elizie
oficer z centrali Gestapo w Berlinie, pan
pułkownik Hans Dietmayer. W swoim pierwszym
teraz wystąpieniu powiedział, że ma dla
pana Jopke i jego ludzi tylko pół godziny
czasu.
-W tym czasie, panie pułkowniku Jopke i
panie pułkowniku Reschke, należy załatwić
wszystkie sprawy z moją narzeczoną Elizą
Müllner i jej siostrą Anną Steiner w taki
sposób, żebym nie musiał pisać o tym
raportu w Berlinie. Czy szanowni panowie
zrozumieli to wystarczająco dobrze, czy też
mam powtórzyć?
Pan pułkownik Jopke zdecydowanie zaprzeczył
ruchem głowy, żeby cokolwiek trzeba było
powtarzać, a wtedy pan pułkownik Hans
Dietmayer usiadł z boku przy mahoniowym
stoliku i pijąc kawę tylko się
przysłuchiwał dalszej rozmowie i
przypatrywał, prawie się do niej nie
wtrącając.
Eliza również łyknęła kawę z filiżanki i
odpowiedziała, zwracając się do milczącego
w tym momencie pułkownika Jopke:
-Doceniamy pana dobre intencje, panie
pułkowniku Jopke. Przynajmniej ja, lecz nie
wiem jeszcze, co na to moja kochana siostra
–wskazała na nią, siedzącą w miękkim
fotelu, wciąż z przymkniętymi oczami.
Lesia odpowiedziała z pewnym wahaniem w
głosie:
-Eliza, kochanie, naprawdę nie mam siły.
Przed godziną byłam tutaj bita przez tych
panów, naprawdę nie mam siły myśleć o tym
wszystkim i mówić. Bardzo cię proszę,
reprezentuj mnie w taki sposób, byśmy mogły
opuścić tych panów jak najszybciej i
wreszcie byśmy mogły zająć się sobą. Jestem
taka rozradowana, że wreszcie będę mogła
być z wami, z tobą i Martą. O niczym innym
nie marzę, jak tylko położyć w łóżku bez
wszy i pluskiew.
W takim razie Eliza kontynuowała:
-Przyjmiemy przeprosiny od panów, ale pod
pewnymi warunkami, które zaraz postaram się
wymienić.
Jopke zapytał:
-Jakie to warunki?
-Po pierwsze, tutejsza firma, czyli Gestapo
dla Dystryktu Warszawskiego, napisze w
sposób absolutnie jednoznaczny i
wyczerpujący oficjalne przeprosiny dla
mojej siostry, Anny Steiner, za te
wszystkie nadużycia, których się tutaj
dopuszczono w stosunku do niej.
Przeprosicie, wyrazicie żal i
ubolewanie.
Jopke skinął głową, potwierdzając, że się
zgadza i prosząc o dalsze warunki.
-Bez konieczności powrotu do więzienia
Gestapo Anna otrzyma bezwarunkowe
zwolnienie, zwrot zdeponowanych ubrań i
wszystkich rzeczy osobistych, jeśli tam
zostawiła. Wszystkie dokumenty, związane z
jej osobą i jej przymusowym pobytem tutaj i
w więzieniu Gestapo zostaną natychmiast
zlikwidowane i będą od tej pory traktowane
jako nie istniejące. Tutaj, w tym gmachu,
będziemy czekały nie dłużej niż około
godziny na załatwienie tych spraw, a
jednocześnie umożliwienie Annie godnego
ubrania się i przygotowania do wyjścia stąd
jak najszybciej.
Jopke skinął głową.
-Panowie, moja siostra Anna jest w ciąży!
Po tych wszystkich nieszczęściach, które na
nią sprowadziliście, muszę ją natychmiast
zabrać do lekarza, by ją zbadał i jej
pomógł wyjść z tego!
Jopke skinął głową:
-Pokryjemy koszty wszystkich tych badań i
opieki lekarskiej.
Eliza kontynuowała:
-Gestapo dla Dystryktu Warszawskiego
wystawi mojej siostrze, Annie Steiner,
dokument, w którym będzie napisane, że
uprasza się wszystkie jednostki policji na
terenie Rzeszy Niemieckiej oraz Generalnego
Gubernatorstwa do wszelkiej możliwej pomocy
i zapewnienia bezpieczeństwa dla niej,
jeśli o to kiedykolwiek poprosi, do końca
1944 roku.
Jopke skinął głową, ale jednak częściowo
zaprzeczył, mówiąc:
-Możemy taki glejt wydać do końca bieżącego
1943 roku.
Eliza spojrzała na „siostrę”, ale ta miała
zamknięte oczy i nic nie mówiła. Wtrącił
się za to milczący dotąd pułkownik Hans
Dietmayer:
-Panie pułkowniku, możecie wystawić taki
glejt na 6 miesięcy licząc od nowego
miesiąca, czyli do końca kwietnia 1944
roku. Proszę tak zrobić, to jest w pana
mocy.
Jopke skinął głową, a Eliza znów
kontynuowała:
-Gestapo dla Dystryktu Warszawskiego
zapłaci niezwłocznie mojej siostrze, Annie
Steiner, odszkodowanie za poniesione szkody
zdrowotne i moralne, w tym także
konieczność opłacenia kosztów leczenia,
rehabilitacji, wypoczynku i powrotu do
domu. Ponieważ dom Anny obecnie nie
istnieje z powodu zbombardowania przez
lotnictwo wroga, poprzez powrót Anny do
domu rozumiem jej powrót do Hamburga i w
tamtejsze okolice.
Jopke zapytał:
-O jakiej kwocie odszkodowania pani myśli w
tym momencie, panno Elizo?
W tym momencie znów wtrącił się pułkownik
Hans Dietmayer, mówiąc:
-Elizo, przepraszam! Pozwól, że tę sprawę
omówię bezpośrednio z panem pułkownikiem
Jopke.
Tamten odparł:
-Tak, oczywiście. Myślę, że pan pułkownik
ma rację. Zostawimy obie panie tutaj na
kilka minut, a pana pułkownika zapraszam do
sali obok – wskazał na drzwi wejściowe.
–Mam tylko pytanie: czy pan pułkownik
Reschke jest jeszcze nam tutaj potrzebny,
czy też możemy go zwolnić do jego
obowiązków?
Zarówno Eliza, jak i pułkownik Dietmayer
zrobili minę, którą należało interpretować
jako zupełny brak zainteresowania
pułkownikiem Reschke. Na dodatek Lesia
robiła wrażenie, że śpi w wygodnym fotelu,
więc „biedny”, zbity z tropu oficer Gestapo
pożegnał się dyskretnie ze wszystkimi i
wyszedł. Natychmiast za nim wyszli
pułkownicy Jopke i Dietmayer, aby przejść
do sali obok i tam dokończyć rozmowę o
odszkodowaniu.
Lesia otworzyła oczy i spojrzała na jedyną
obecną w tej chwili w gabinecie osobę, na
swoją „siostrę”. Ta przyłożyła palec do ust
i powiedziała krótko po francusku:
-Wszystko ci wyjaśnię w hotelu lub w innym
miejscu, gdzie nikt nas nie podsłucha. Nie
martw się, wszystko idzie całkiem dobrze.
Najlepiej, jeśli będziesz teraz dalej spać,
bo znając Hansa myślę, że oni zaraz tutaj
wrócą. On naprawdę nie ma czasu, a sprawę
obiecał mi załatwić do końca.
-Dziękuję – odparła Lesia, niepewna, co
miałaby w takiej sytuacji powiedzieć
„siostrze”.
Gdy obaj pułkownicy wrócili do gabinetu po
niecałych piętnastu minutach, zobaczyli
skuloną i śpiącą w wygodnym fotelu Annę
Steiner i klęczącą przy niej jej „siostrę”
Elizę, trzymającą jej dłoń, a drugą ręką
delikatnie i z czułością gładzącą jej
włosy.
Jeśli Jopke miał jeszcze jakiekolwiek
wątpliwości, to widząc tę scenkę pomyślał:
„Tak, to na pewno są siostry”.
Komentarze (14)
Halina
Bardzo dziękuję za czytanie i zapraszam jeszcze w
przyszłości, gdy następne odcinki powstaną. Serdecznie
pozdrawiam.
Ciekawie, bardzo ciekawie...pozdrawiam cieplutko
Waldi
Pięknie dziękuję za
odwiedzanie, czytanie i komentowanie. Pozdrawiam
serdecznie.
:)) pięknie ..
Karl
Zapraszam do czytania następnych 2 odcinków (dzisiaj
będzie 49-ty), a jeszcze następne powstaną pewnie
nieco później (zobaczymy).
Dziękuję za wizytę, miłe słowa komentarza i serdecznie
pozdrawiam.
dzisiaj to dołożyłeś ostro, aż mnie oczy rozbolały.
Ale było warto
Pozdrawiam serdecznie
Turkusowa Anna
Amor
Tadeusz
Cieszę się, że moja opowieść się podoba. Dziękuję za
odwiedziny, miłe i ciekawe komentarze.
Kontynuacje będzie, choć pewnie wystąpi wkrótce
przerwa (odc.49 i 50 będą w tygodniu, dalej wrócę do
Marii i Władka).
Serdecznie pozdrawiam.
Drogi Krzysztofie
Teraz czytam Twoją opowieść
tylko pobieżnie, ale powrócę
do niej wkrótce i to od
pierwszego odcinka, gdy
skończę pewną pracę, która teraz
pochłania mi mnóstwo czasu.
Serdecznie pozdrawiam:}
Wow, może jutro wyjaśni się kim jest owa "siostra",
trzymasz w silnym napięciu.
Jak zwykle bardzo ciekawa proza, czekam na dalszy
ciąg.
Pozdrawiam serdecznie :)
Madame Motyle
Anna
BaMal
Tak, tak, będzie ciąg dalszy. Na razie jeszcze dwa
odcinki, a potem zobaczymy. Myślę, że jeśli będą
jeszcze następne, to trzeba wrócić do Marii i Władka.
Bardzo mi miło, że zaciekawiłem. Dziękuję za
odwiedzanie, czytanie i komentowanie. Pozdrawiam
najniedzielnie i serdecznie. Zapraszam.
Niesamowity zwrot akcji.
Ciekawe, kim była ta "siostra"?
Pozdrawiam:)
Z niecierpliwością zaczęłam od Twojego
opowiadania.Zaskakujący zwrot!!
Czekam na dalszy ciąg.
z wielką uwagą i napięciem przeczytałam to frapujące
opowiadanie ,czy mogę oczekiwać na ciąg dalszy?
Pozdrawiam serdecznie:))