Słabościan
Lato na oklep dosiada miasto,
zaczynają się pary,
a mnie tam nie ma.
Porzuciła Anka, ale nie ta ze starego
dworca
ani z imprezy u Roberta
i ta, która wyjechała do Londynu też
nie.
Zwyczajna Anka z Ogrodowej,
wróciła do męża.
Przylgnąłem do Algidy,
miała wzięcie i roczne dziecko.
To był chłodny związek,
na randkach ciągle padał deszcz i nie
wiem,
od tego chłodu, czy wilgoci,
pęczniała w oczach jak stara książka.
Nie byłem dobrym ojcem.
Kończy się lato,
defiluję w mundurku i nie narzekam
na brak towarzystwa.
Już mam umówioną kolację przy świecach
z noclegiem w dorzeczu farbowanej
blondynki.
Śliski powrót jesienią.
Znów trawniki rozdane,
pochyłe dni nie wróżą nic dobrego.
Wyłączam sennotwórstwo na jawie
i spadam,
nawet nie myślę,
czy zabrałem spadochron.
Jeśli przepadnę, to z hukiem.
Nie dam się zapomnieć,
o każdym chłopaku od Algidy jest głośno.
Komentarze (7)
Dobrze poprowadzona narracja, początek intryguje,
środek niebanalny i wyraziste zakończenie. Dla mnie,
bardzo dobry wiersz. :)
Bardzo dobry wiersz.
Pozdrawiam:)
Już wczoraj wiedziałam, że będzie fajnie u Ciebie.
Dobry styl pisania, poczucie humoru. Podoba mi się.
Pozdrawiam.
opowieść wciągająca, dobra
Hucz i to głośno...Ona w końcu Ciebie usłyszy:) Nie-
Algida:)))
Fajnie piszesz:)
Pierwszy wers łapie czytelnika, a potem też jest
dobrze. Opowieść wciąga. Przyjrzałabym się
interpunkcji :)
Pozdrawiam. Miłego :)
Ma coś w sobie podoba mi się...
Kiedyś znajdziesz ta wybrankę na całe życie :)