Śmierć Kochanków
Znikł jedyny cel życia, nadzieja,
podpora
Chciałeś, by drzwi otworzyła lekka dłoń
anioła
I wrota ku nieznanym cichym niebios
szlakom
Ty, który ścieliłeś łoża obdartym
żebrakom
Będziesz słyszał me ciągłe łkanie przez noc
senną
I ciągle będę Cię żegnać mocą brzemienną
Czy uda nam się zmienić błyskawicy
lśnienie?
Poddamy się jak stracone martwe
płomienie?
I niebo pokryło się chmurami czarnymi
Na złamanych skrzydłach nie wznieśliśmy się
wysoko
Jaki nastąpił szczęśliwy koniec z nami?
Nadszedł czas i zaczęliśmy oddychać
głęboko
Zapachu grozą pełne będą nasze łoża
I nie wstaniemy za dnia, lecz zaśniemy
nocą
Otworzą się przed nami błękitne
przestworza
Grób naszym łożem się stanie, miłością
groza
Śmierć stała się jedynym blaskiem naszych
dusz
To wszystko przez wiele naszych nieugiętych
pokus
Wśród piekła smaku- nasze serca jak
pochodnie
I nasze myśli będą szerokie i zgodne
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.