śmierć miłości...i tylko słowa...
Miłość na pozór wzajemna,
uczucia te same, nigdy nie gasną,
kłamstwa bolesne, pycha nikczemna...
co nie pozwala dziś zmrużyć oka,
zasnąć...
Z duszą na ramieniu odpycham tęsknotę,
by jasność umysłu zachować o świcie,
pragnąc zrozumieć rozstania prostotę,
marzę o nowym sposobie, sposobie na
życie...
W pogoni za zrozumieniem sedna miłości,
pragnę jej doznać dogłębnie, to niezbyt
wiele,
lecz gubię sens bycia kochankiem i w
złości,
gubię sens bycia, na dobre i złe,
przyjacielem...
Wyniosła duma, przerost ambicji,
odpycha mnie Ona, zagubiona w
marzeniach,
w plątaninie internetowych faktów i
fikcji,
uśmierca moją miłość w swoich
dążeniach...
Coraz mniej ziarenek piasku w
klepsydrze,
umyka czas, czas życia przez palce,
nadszedł moment by uciąć łeb hydrze,
lecz jak to uczynić by nie polec w tej
walce...
Jak sztychem cios wyprowadzić,
by nie zabić miłości?
jak sparować natarcie by nie przesadzić,
w odbijaniu tarczą wzajemnych
złośliwości...
Odwaga moja, chęć walki o miłość godna
Lancelota,
obawy, smutek, ból i łzy rodem z duszy
Wertera,
lecz niczym jest dla mnie dziś najczystsza
cnota,
gdy w najczystszej postaci ma miłość po
cichu umiera...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.