STARCIE
Zabierając swe sny, schodzę do podziemi,
by swą duszę wątłą ukryć przed światem,
przy blasku księżyca, na wzgórzu cieni
czekam na ostateczne starcie z mym bólem -
katem.
Stojąc niepewnie pod czarnym
nieboskłonem,
wylewam łzy krwawe i ciało swe rozrywam,
deszcz gwiazd na mnie spada, ja w tym
deszczu tonę,
krzyk, sen, myśl, słowo do otchłani czasu
ze sobą porywam.
Spoglądam w zwierciadło, co na wpół jest
pęknięte,
z mej dłoni ulatuje motyl nadgniły,
i siedząc samotnie pośród martwych
dźwięków,
odłamkiem szkła - zbyt ostrym- pieszczę
swoje żyły.
Komentarze (1)
bardzo dobry wiersz :)