Surrealizm podróżniczy
Wciąż marzę o własnym mieszkaniu.
mieszkałam kiedyś?
w przestrzeni pełnej czerwonego wiatru
niedawno zmienił on kolor na
błękitno-biały
i dojrzewają tam pod śniegiem niewinne
nadzieje
mieszkałam kiedyś?
na pustyni wielkiej na pół świata
gdzie piasek był wodą, niebo ziemią,
ziemia była snem a sen był piaskiem.
mieszkałam kiedyś?
w miłości mieszkałam. kruchej jak ciasto
francuskie.
pamiętam ją tak dobrze, że z całą pewnością
była niemożliwa.
stała na ośmiu słonich nogach na cienkiej
jak jedwab pajęczynie.
mieszkałam kiedyś?
w marzeniu prześlicznym jak muzyka i
słodkim jak czekolada.
futerko miało puszyste niczym kotek, a
zapach wprost z jaśminu.
miało wygięte, urocze i kochane łapki.
mieszkałam kiedyś?
we mgle, w której tańczyły ostrołęckie
topielice
w noc listopadową, w purpurach i
błękitach
do pary z wyspiańskim chochołem.
mieszkałam kiedyś?
we wschodzie słońca na zachodzie
i niemożliwe zobaczyłam tak odrealnione.
tak surrealne i rzeczywiste jak moje
mieszkanie.
Komentarze (3)
Ładnie:)
Udało Ci się mnie rozmarzyć, ciekawie piszesz,
zasługuje wiersz na uwagę.
Fajny klimat. Każda linijka zaciekawia co będzie w
następnej :) Podoba mi się. Pozdrawiam