Szczęki (horror)
Z pomostu mnie zmiotła fala namiętności
nadaję SOS ja nie umiem pływać.
Rekin mnie pożera trzeszczą w zębach
kości
rzuć koło i ratuj jestem jeszcze żywa.
Tracę siły w strachu brakuje powietrza
potwór trzyma w szczękach na głębie
odpływa.
Jak uwolnić ręce skoro ma mnie w
kleszczach
płetwami wiosłuje i ogonem kiwa.
Kto mnie uratuje w mojej bezsilności
rzuć tratwę na wodę gdzie bałwanów
grzywa.
I wyrwij mnie z paszczy naiwnej miłości
jestem wątła szprotka a nie silna ryba.
Kłami drapieżnika poraniona dusza
ratuj mnie aniele weź pod swoje
skrzydło.
I okryj mnie płaszczem swojego kontusza
niech zniknie na zawsze urojenia widmo.
Komentarze (5)
Zastanawiam się czy to żart taki czy na poważnie,
jeśli żart ... podoba mi się
to, co w moim staroświeckim podejściu do poezji jest
czymś ważnym, czyli rym i rytm już stawia ten wiersz
(w mojej ocenie) bardzo wysoko. Ale wręcz kapitalne
porównanie popadania w szczęki miłości z atakiem
rekina mnie po prostu położyło... Następny nick ze
znaczkiem "WARTO CZYTAĆ".
ciekawie ujęty temat miłości .. chociaz mrocznie
powiedziałabym ... dobrze sie czyta... z nutka
dreszczy... ))))
Tak niełychanie opisana miłość za pomocą rekina.
Wiersz naprawdę ładny i lekko się go czyta chociaż nie
uważam, że ból zadany przez miłość można nazwać
horrorem. Może jestem jeszcze młoda i niedoświadczyłam
o miłości, ale uważam, że miłość z czasem przeminie, a
z nią ból...
Niby horror, ale wiersz bawi, w niespotykanej jak
dotąd treści opisana miłość.