Ta nadzieja
Była przez chwile
Chyba gdzieś na małym skrawku
Gdzieś...
Bo swego miejsca nie miała
Bo była zbyt nikła i bez wyrazu
Może za szybka
A może bezpodstawna
Naiwna
Myślała, że warto
Że wystarczy tylko
Parę niezauważalnych kroków
Kilka poplątanych myśli
I sen stanie się radością
Matka głupich
Kocha, mimo iż słońce zabiera
I nie obchodzą jej owoce
Ani cierń na dnie butelki
Po prostu jest
Wbijając sztylet w puste oczy
I źrenice
Odbijające swym czarnym blaskiem
Stan bezsensownej
Zdradliwej agonii
Nie pokazuj mi tego co zakryte...nie chce wiedzieć
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.