To właśnie miłość
W przykurzonym salonie siedział
on- pan i władca- tego królestwa-
dla poszukiwaczy złaknionych-
antykwariusz- niestrudzony.
Swoje perełki wciąż oglądał, zza
szkieł grubych okularów. Sortował,
układał, hołubił. Na nowo wciąż
z półek księgi mądre wyjmował.
Antykwariat był stary, od lat
nieodnawiany. Wymieszane
zapachy kurzu i stęchlizny znacznie
w nim dominowały.
A jednak kochał to miejsce człeczyna
surowy, gasł gdy wychodził,
promieniał cały, gdy na powrót
do niego wchodził.
W salonach świetlistych, staruszek
się snuje, w łagodnych jego szarych
oczach dziwny, bezbrzeżny
smutek dominuje.
Strzepuje pyłki niewidzialne z
rzędu kontuszy pod ścianą
poustawianych. Tak by chciał
już wrota do skarbnicy tej zamknąć,
lśniących kielichów kolekcją w
samotności się napawać. Dotykać
gładzić, w ciszy podziwiać i od nowa,
od nowa, od nowa odkrywać.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.