Ward Jackson
Ward Jackson przebijał się
przez taflę niebieską,
chciał do nas z jedną strzelbą,
ktoś jednak krzyknął zawracaj i wrócił.
Kotwicę smutny
w porcie dalekim do wody wrzucił,
wsłuchany w nasz płacz,
ponownie już nie wyruszył.
Na Litwie słychać było
„wieszaciela” pieśni
straszne,
ciałem wiatr kołysał
na szubienicznym maszcie,
a wolność jakby
Cheruba skrzydłem okryta,
tylko z dala, jak gwiazdy
tych gasnących liczyła.
Branką opętane młode, polskie ręce,
karmione „bukwami”,
skuwane Syberii śniegiem,
twardniały wsłuchane w pieśni o chlebie,
twardniały gryzione cudzym odzewem.
I na nic Te ich ofiary,
na nic krwi dzbany,
w śniegu uduszone szczere zamiary...
Jeszcze żywe, choć pobite,
już tylko szemrały:
„A znasz taki kraj,
którego granic nie ma na mapie,
a znasz tysiące serc,
z których czerwona wolność
tak boleśnie kapie?”.
Komentarze (2)
Dobry wiersz!Chcialabym,aby mlodsze pokolenie jego
przeczytalo.
Kiedy czytam Twoje wiersze,czuję się jak na lekcjach
języka polskiego...tzn.Analiza każdego z wierszy
wymaga przemyślenia:))Gratuluję!!!Może kiedyś moi
potomkowie będą kształceni na ich podstawie;)