Wchodzę bez pukania
Mój szlak był prosty i przetarty.
Towarzyszył mi anioł stróż.
Na nosie różowe okulary
wyblakły... Czy to już?
Wielkie drzwi stoją otworem.
Rozpięte jak ramiona serdeczne,
a może jak zabójcze szpony,
które czekają, aż podejdę?
Nie ma odwrotu. Ubieram
czysty, prosto ze sznurka wizerunek.
Czy mi w nim do twarzy
- wkrótce się okaże.
Krzysztofa wrzucam w kieszeń.
Popchnę wrota nowości śmiało,
gdy nadejdzie ponura jesień.
Za nimi ciemność zobaczę czy światło?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.