wiaro(u)łomny
minuta za minutą po szybach ospale
ślimaczy się wieczność postrzępiona
wiatrem
jesion wbija w niebo żylaste ramiona
błaga Boga Ojca by na niego spojrzał
pień już dawno umarł rdza z dziupli
wycieka
krople złotej rosy strupieją na ranach
białym puchem zima gałęzie okłada
jakby się lękała że grom z tronu spuści
a Władza milczała z każdą chwilą
bardziej
aż wiatr przestał szumieć by Pana nie
drażnić
ślimaczą po szybach kolejne minuty
na wszelki wypadek wieczność lodem skuło
a gdy mimochodem Ojciec przemknął
wzrokiem
dostrzegł tylko konar spróchniałego
drzewa
przeminęło z czasem za późno by
wskrzesić
westchnął tylko cicho i w błękitach
przepadł
i tak biała rozpacz połyka olbrzymy
przykrywa zgniliznę śnieżnobiałym puchem
coraz trudniej wierzyć kiedy nas nie
słyszy
zamiast odpowiedzi dźwięczy w pustce echo
Komentarze (4)
Dobry wiersz.Pozdrawiam
Wszystko ma swój sens- poczucie osamotnienia również.
Wiersz z głębią przemyśleń,jestem pełna
zachwytu.Pozdrawiam,podziwiam z uznaniem plus
Dobry wiersz, zmusza do głębokich przemyśleń.
Pozdrawiam