Widok spod pantofla
No oczywiście że się cieszę
Że twoja mama do nas jedzie
Przecież nie trzymam się za kieszeń
Ja tylko myślę o obiedzie
Będę chciał dla niej przygotować
Jej ulubione smakołyki
Że znowu będzie krytykować
Jestem gotowy na te krzyki
Czy ja przesadzam Boże drogi
Mnie chodzi tylko o twe wsparcie
Bo gdy przekroczy domu progi
Ja własnie będę robił żarcie
W kuchni zostanę aż pojedzie
I tego miejsca nie opuszczę
Cichutko sobie tu posiedzę
Jakoś przeżyję te katusze
Kiedyś umiałem powiedzieć nie
Dziś spod pantofla widzę to źle
Komentarze (5)
właściwe podejście do miłości małżeńskiej, a..
pantofel (jeśli świeży) to całkiem przytulny :-)
Świetne :))
gorzko, ale czasem się nie da inaczej.
Ja grzecznie prosiłem, żeby małżonka spotkała się z
teściową w jej domu. Z dziećmi, jak ma ochotę.
Każdy ma inaczej.
Super ironia,
ale czy takie ustępowanie pola jest właściwe...,
z podobaniem wiersza,
pozdrawiam serdecznie:)