Yeratel
Dla mojego Anioła Stróża...
Widziałam go dzisiaj
Gdzieś koło
Południa
Siedział na ławce
W parku
Ale nie wyglądał
Tak jak zwykle
Zgarbiony
Smętnie złożył
Parę srebrzystych
Skrzydeł
Jedną ręką podpierał
Głowę
Okalaną koroną włosów
Już nie tak złocistych
A zawsze starannie
Ułożone pierścienie
Niechlujnie opadały
Na blade czoło
W drugiej ręce trzymał patyk
Kreślił nim jakieś
Znaki na piasku
Których nie mogłam
Dostrzec
Kreślił je mocno
Czy z zacięciem?
Czy ze złością?
Czy ze smutkiem?
Nie wiem
Nie wytrzymałam
Podeszłam blisko
Chwyciłam go za zimną
dłoń
Był zażenowany
Widziałam to
Gdyz to jego rola
Jego odwieczny obowiązek
A którego nie wypełnił
Powiedziałam
Nie martw się
Każdy popełnia błędy
Nie uchroniłeś mnie
Nie skierowałeś moich myśli
W inna stronę
Miałam do Ciebie zal
Nie ukrywam
ale teraz jest już po wszystkim
A Ty - musisz pomóc mi
się pozbierać
Wtedy uscisnęłam go
Jak mogłam najmocniej
A jego srebrne łzy
Cicho poplynęły
Po moim ramieniu
Dopiero wtedy
Spostrzegłam
Że na piasku
Widnieje
Moje imię...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.