O ZACHODZIE ŚWITU
Mamie
Wiesz, Stanley, ostatnio uczę się
wybaczania bez poczucia krzywdy
i jest nieźle i byłoby jeszcze lepiej,
gdybym potrafiła zrezygnować
z pytań o brak miłości. Za wcześnie
wytargano mi dziurę w duszy, by móc
od razu ją załatać. Pisałam dzienniki,
dużo dzienników, Stanley, o śmierci
i o nieudanych samobójstwach, które
rozszerzały chorobę wzdłuż i wszerz,
uderzały w ego, znowu nie zabiłam
muchy. Pożółkłe, poplamione kartki
do dzisiaj psują bezpieczniki, odkręcają
gaz i kurki z zimną wodą – kuszą,
dają
wiele możliwości skoczenia głową w dół
w nieznane, ale nie robię nic z tych
rzeczy.
Wiesz, Stanley, jednak nie potrafię się
pogodzić z brakiem miłości. To taki
odcisk
na malutką resztę życia, w której Twoja
Sylwia bez większego znaczenia –
umiera.
Komentarze (22)
Myślę, że nikt z nas nie chce się godzić na brak
miłości, ona nas uzdrawia, dodaje energii i skrzydeł.
Ładny wiersz.
podoba mi się ten wiersz, jest inny, cudowny :)
Ciekawa rozmowa, inny styl ...wart refleksji
Wiersz poruszający, w zamyśle tragiczny, choć czuje
się już pewien dystans (czas który minął?) do jakiegoś
zdarzenia, lub raczej długiego, dramatycznego procesu,
w dawnym okresie życia... Spokojny styl, dający
możliwość refleksji już podczas czytania. Pozdrawiam.
Ciekawie napisane aczkolwiek powiało smutkiem..
"nie potrafię się
pogodzić z brakiem miłości. To taki odcisk
na malutką resztę życia" - no i nie gódż się a
poszukaj i z uśmiechem podaj jej rękę.
"żyj z całych sił i uśmiechaj się do ludzi bo nie
jesteś sam..." Tragizmem opisałaś przeszłość obróć się
spójrz w niebo tam słońce. Pozdrawiam