Zagubiony
Od najmłodszych moich lat.
Gdym ja przyszedł na ten świat.
To rodzice się starali.
Ideały mi wpajali.
Bym szacunek miał dla ludzi.
To sympatię zawsze budzi.
Bym uczciwy był i szczery.
Żebym dobre miał maniery.
Bym nie palił, nie pił wódki.
Bo nałogów złe są skutki.
Bym przemocy nie używał.
Bym nikomu nie ubliżał.
Bym był skromny i życzliwy.
Żebym nigdy nie był chciwy.
I tak właśnie chciałem żyć.
By człowiekiem dobrym być.
Ale dziś się zastanawiam.
I pytanie takie stawiam.
„Czy rodzice słuszność mieli.
Że mnie tak wychować chcieli?”.
Bo, że serce miękkie miąłem.
To po du...,- ach- dostałem.
Legły w gruzach ideały.
Tylko rany mi zostały.
Dziś, więc szukam swojej drogi.
Załamany i ubogi.
Wiem, że drogę wybrać trzeba.
Bo zawrócić już się nie da.
Ale w miejscu teraz drepce.
Bo znów skrzywdzić dać się nie chcę!!!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.