Zatopić raka
Stoję na brzegu błękitu jeziora,
Z daleka wyglądam jak zmora,
Wychudłe ciało, zgarbiona postawa,
To jego zasługa, to raka sprawa,
Siedzi we mnie i wyjść nie chce,
Może w wodzie wreszcie odetchnie?
Da mi spokój, w drugą stronę pójdzie,
Ludzie, lekami już nie trujcie,
Igieł stosy zużyte, pigułek ilości
ogromne,
A rak nic z tego nie robi, komórki daje
potomne,
Ja już go w sobie mam dość, czas go
wypuścić,
Jak złotą rybkę za młodu w klozecie
spuścić,
Idę, najpierw stopy, łydki, kolana, uda,
Myślę ciągle, myślę, że się uda!
Nagle grunt pod nogami tracę,
Raka nigdy nie zobaczę,
Płynie w drugą stronę, ale co z tego,
Pożytku z tego nie mam żadnego,
Jego zabiłem i sam nie żyję,
Cieszyłem się jedną krótką chwilę,
Nie warto było, nie warto,
Ból sumienia, jakby skórę ze mnie darto!
Decyzje pochopne zawsze podejmuję,
Już więcej nie podejmę, nie zadecyduję.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.