zraniłeś.. pozostawiłeś. teraz...
przyjacielu..
chwile skąpane w słodkim uśmiechu
który mrozi usta zdziwione pocałunkiem,
zatrzymaj na wieczność,
w komorze serca,
machiny do bicia w płochliwym rytmie
mijającego czasu.
jak wskazówki zegara które idą do przodu,
nieodwracalnie, niezwyciężenie gnają na
spotkanie z niczym..
pamiętasz jak obiecałeś mi przyjacielu
kroplę radości w ponure dni?
wyrzeknij się tych obietnic jak i tych
momentów które zapadają
w niewinną pamięć.
czy na pewno niewinną?
nieskalaną gniewem .
nie udowadniaj mi,
że przeszłość można podrzeć jak brudną
kartkę.
wymazujesz mnie a na moim miejscu piszesz
znowu kolejną powieść bez happy end'u.
a mówiłeś że nie można gardzić ludzkimi
sercami.
a mówiłeś, że tak słodko smakują łzy
zmieszane z krwią w najpiękniejszy zachód
słońca.
zachód też mi obiecałeś.
i gwiazdy, że dasz
mi tą której zapragnę.
zostawiłeś mnie z woreczkiem podartych
wspomnień i zniknąłeś gdzieś w dali.
przy dobrym powiewie wiatru widzę zarys
twojego cienia.
i przypominam sobie, jak uroczo było gdy
siedziałeś obok mnie w deszczu na tej
mokrej ławce.
po kolei wszystko tracę.
każdą chwilę pełną
uroczych uśmiechów
i spojrzeń
urojonych, kapryśnych czy szalonych?
urojonych.
miłością nasyconych.
na zawsze zostaniesz moim braciszkiem.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.