życie bez tytułu
odjazd! nagle krzyknęło i rozpierzchło się
migoczącym
światłem. jak w tunelach. naturalny
szczenięcy
odruch: gonić, ugryźć jak najwięcej.
obstalowane różowe szyby można było tylko
butem,
albo zza, jeśli wybór, to zawsze
przeciw.
wódka z czekoladą czy cebula - decydował
los.
jego zrządzeniem kloszard kolegą i lód na
głowę.
najsilniej kusiło niepolizane, więc
kaleczyliśmy języki,
a w ustach: "naprzód!" darliśmy każdą białą
flagę.
tylko czasem dzwon na wieży oznajmiał czyjś
kres.
teraz myślę: "niepotrzebnie. cholera,
niepotrzebnie."
ale wtedy - kask na głowę; przytrzymać
myśli,
na chwilę. przepustnica otwierała się
zawsze na full.
kochałem, to jednak nie miało znaczenia
i tak sypiałem z adrenaliną.
dziś nadal kocham, tylko konserwanty
psują smak i wątrobę.
Żuławka Sztumska - styczeń 2009
Komentarze (21)
Bardzo dobry.
Bardzo "chropowata" ta poezja, dla mnie to jest zlepek
poucinanych myśli, za którymi nie nadąża obraz (mówię
o odbiorze). Zagmatwana i niejasna.
Pozdrawiam
ciekawa forma wiersza i przekaz godny uwagi
ufff... czytam i odbijam w tym co się w tej chwili
dzieje w Polsce, czuję ten smak na języku... krew
niestety już nie smakuje słodko
Bardzo opisowo ujęte w wiersz lata młodości,szaleńcze
pełne fantazji i wybryków-kusiło to co zakazane a
biała flaga nie znaczyła że mamy podnosić ręce do góry
na znak poddania-a przepustnica zawsze otwierała się
na full-moje klimaty.Pozdrawiam i wracam do tamtych
dni .
Ciekawie zobrazowane szaleństwa młodości. Miłego
wieczoru.