** (w półmroku)
W półmroku przez pół roku na pustkowiu
Kamień dziczeje w samotności
Uodparniając się na wieczność...
Po tygodniu wyrośnie z niego strach na
ludzi
Przesiąknięty wonią ziemi.
Zimą zakwitną piszczele na czerwono
Woń słodko rozniesie się po śniegu
Zwabi pobliskich żebraków do mojego
stołu...
Na ucztę w cieniu włosów oszronionych
opium.
Siedzący wokół przemienią się w pająki
Sami z siebie pobudzą drapieżną rządzę
Dotąd cicho chrapiącą w zakamarkach
łachmanów...
W amoku zaczną rozwieszać sieci
Będą w nich uśmierzać światło topiące
śnieg.
Potem zajrzą do kropli rosy jak do
kryształowej kuli
Skupią się na punkcie poprzedzającym
trwanie
Potem znowu otworzą oczy znając kolejne
jutra...
Tak odczytane jak linie na dłoni przez
wróżkę.
Na ustroniu dziwów leżą ludzie skuleni z
zimna
Przejrzeli się w lustrach starszych od
siebie
I nie wrócili już stamtąd tacy
radośni...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.