12 metrów
Krzyk wariata
To nic innego jak wołanie
O święty spokój
I wolność w samotności
Żaden narkotyk nie uciszy
Jeszcze bijącego serca
Lobotomiczne zabawy
Pieprzniętego doktorka
I o to jestem rośliną
Bez własnej woli
I siły.
Wciąż przy życiu jednak
Tak martwa
Uwierz we mnie
Sam mnie stworzyłeś
Ojcze
Spójrz na tańczących
Na ich ciała ocierające się o siebie
Czemu nie uchroniłeś mnie
Od bólu i nie pozwoliłeś
Tańczyć jak oni.
A teraz już
Nie mam ciała
Duszy zresztą też
A jednak wciąż nie mogę bez wysiłku
zleźć
12 metrów pod ziemię
Komentarze (1)
W wierszu widzę rezygnację i wrogość. Czy to zakrzepła
krew wycieka z rany czarnego serca, czy to tylko
chwila w desperacji? Twoje wiersze rzeczywiście
kojarzą się trochę ze szpitalem psychiatrycznym. :/