akt (3) uległa
wczoraj byliśmy w nocnym klubie
wczoraj
jadłam z twoich ust
jadłam
jadłam
kamienie
nie miałam pojęcia wcześniej
że kamienie
mogą być tak smaczne
miękkie
owocowe
podawałeś mi je bez pestek
jak drelowane czereśnie
zawieszałeś na uchu języka
[ słyszałam ich tętno
gdy jadłam
a robiłam to z pełnymi ustami
granatowe niebo
błękitniało
deszcz na zewnątrz kapał
bitą śmietaną
szyja jak spłoszona sarna
która wypadła na ulicę
z leśnego schronienia
drży
każdy dotyk ją ukrusza
każdy dotyk ją wygina
w pokorniejszy łuk
na brązowym grzbiecie pozostałość ciepła
jeszcze ma słodki smak
jeszcze nie chce zrozumieć dnia
kojoty węszą
to ich - czas
zgasły owocowe lampiony
kolor oczu zmienia się
za plecami zamknięte drzwi
trzeba się gdzieś schować
Pootwierano kościoły
- tam jest jeszcze większy chłód
wolimy uprawiać boga
w pokojach hotelowych
na stołach rozporcjujemy go
zmieszamy z krwią
otworzymy jakieś drzwi
wciąż mamy apetyt
nie chcemy się przeobrażać
kojoty węszą
to ich
czas
Komentarze (8)
I
liryczne przeżywanie relacji z bliską osobą, to jakby
mówić po polsku jeszcze jednym jezykiem
Smutny, ciekawy, niebanalny!
Serdecznie pozdrawiam.
Wiele smutku wyraziłaś w swoich słowach. Pozdrawiam:)
zimna ta miłość ,uległość pogłębia jeszcze ten stan
smutku i samotności ,puenta wywołuje
dreszcze...Niebanalny wiersz ,do którego się wraca
ładnie:) szyja jak... Dobrze oddana uległość i to o
porcjowaniu Boga ,celebrowanie w hotelu i hieny w
tle:( wiersz bardzo dobry Duży plus Pozdrowienia:)
Refleksyjny smutny wiersz.
Pozdrawiam z daleka.
Z przyjemnością przeczytałam .Bardzo plastyczny obraz
i b.adekwatny tytuł.Podoba mnie się- nie tylko, ale
szczególnie wers "wolimy uprawiać boga".
Pozdrawiam ciepło:)