Z bagażem życiowych grzechów
Co Ci powiem Boże
Gdy w dniu Twego Sądu
Stanę przed Tobą z bagażem życiowych
grzechów
Nie zakryje się już kłamstwem
Nie zamknę oczu by nie widzieć Twojego
smutnego spojrzenia
Nie ucieknę bo nie będę miała dokąd
Chyba, że do piekła
Jak odpowiem Ci na pytanie
„Gdzie byłaś, gdy Cię wołałem
Gdzie byłaś, gdy Cię szukałem
Gdzie byłaś, gdy zapukałem do twojego
domu?”
Mam powiedzieć, że zatykałam uszy,
chowałam
I celowo nie otwierałam drzwi?
Słodki Boże przecież wiesz dlaczego.
Bałam się – Ty jesteś taki Czysty
Nieskalany żadnym grzechem
Moje oczy nie były wstanie patrzeć na
Ciebie
Bo oślepiał je Twój blask
Tak jak Judasz – zdradziłam
Tak jak Tomasz – nie uwierzyłam
Tak jak Piotr – nie przyznałam się
...Do Ciebie
A mimo to, Ty cały czas byłeś obok
Wiedziałam to, aż nad to
Nie mogłam pogodzi Cię z myślą
Że akceptujesz mnie taką jaką jestem,
obleczoną w grzech
I kiedy przyjdzie moja kolej
Będę stała tak przed Twym obliczem
Nie mogąc wykrztusić ani słowa
Jeszcze jestem tu, na ziemi
Nie widząc, nie czując Twej obecności
Myśląc jak się wytłumaczyć.
Po kryjomu spływa łza goryczy
Która mnie nie oczyści
Ale może zaprowadzi do świętego drzewa
W którym Ty ponownie
Wybaczysz mi moje występki
I tak, aż po skończenie świata
Jeśli zdołam przełamać lęk.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.