Bajka o brataniu się myśliwego...
Ścieżynką leśną, myśliwy Jerzy.
Zdąża na piknik do Białowieży.
W tym samym czasie z przeciwnej strony.
Z puszczy ostępów biegnie Żubr
zgarbiony.
Chociaż, cel mało zbożny ich dzisiaj
prowadzi.
Bardzo ze swoich, są zamiarów radzi.
Bo na jednego czeka Zubrzyca.
Drugi żubrówką, chce krasić lica.
Taką potrzebą obaj zwabieni.
Przez swoich bożków są wciąż kuszeni.
Zmierzają prosto do matecznika.
Żubr na zew Wenus, Jerzy Bachusa ma za
przewodnika.
Nałóg myśliwego pędzi jak szalony.
Przecież z Bachusem jest umówiony.
Żubrem chuć wielka targa gwałtownie.
On też z Zubrzycą jest już po słowie.
Dotąd pan Jerzy, gdy zoczył Żubra to zaraz
mierzył.
Król puszczy zawsze nastawiał rogi, ludziom
nie wierzył.
Jednak przyjemne cele, tak ich zbratały.
Że, dawne waśnie oraz urazy gdzieś
uleciały.
Wierzcie kochani, że nie tylko w
Białowieży.
Dochodzi teraz do zawierania tak dziwnych
przymierzy.
A jaką przestrogę wysnuć z tej bajki
należy?
Taką, że dla zysków i przyjemności każdy z
każdym się sprzymierzy.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.