Bajka o żóltym psie
Było tak. Zachodzi kiejsi baca Kazek do
bacy Jaśka i pa
-Baco, nie pośli byśta na torg co
przedać? -A
po jakimu ci chłopie na torg pudem kie mom
zgryzoty w chałupie. Takiego psa żółtego
mom, takom bestyje, co to pożytku żadnego w
gospodarce mi nie przynosi, a ino wszystko
zeżyro i zeżyro. Kury to mi pozeżyroł,
gansi pozeżyroł, jandyki pozeżyroł. Do
łowców to mi się dobiroł ale te łowce to mu
jakosi nie podchodzom bo mu ta wełna za
zymby zachodzi.
Baca Kazek ino sie pod kapelusem w głowe
podrapał – znacy się – pomyśloł i po
nijakiej chwili pado. – Jasiek, a pośli
byście na torg to byście tego psa przedali
Dutki byście dostali i spokój w gospodarce
by wom się wrócił. I umówili się że we
cwortek pójdom razym do Nowego Targu na
torg. I pośli raniutko we cwortek. Baca
Kazek siod na kamieniu, syrki, wyroby
artystycne i ciupagi powystawioł i już
dawno poprzedawoł a baca Jasiek na drugim
kamieniu siedzi, żółtego psa na postronku
trzymo i ni wto nie kce psa kupić. Już się
torg kończył a tu przychodzi do niego
policyjant, znacysie posterunkowy i
pado.
– Co wy tu baco robicie
- Ano panie władzo, takigo psa
kcem przedać co to mi pożytku żadnygo w
gospodarce nie przynosi a ino wszystko
zeżyro i zeżyro. Kury to mi pozeżyroł,
gansi pozeżyroł, jandyki pozeżyroł. Do
łowców to mi się dobiroł ale te łowce to mu
jakosi nie podchodzom bo mu ta wełna za
zymby
zachodzi.
Policyjont się na bace spojrzał i pado.
– Baco a
dobry to jaki pies, szkolony?
-A dzie ta panie szkolony,
przy gospodarce nam się uchował. Policyjont
dalej pado.
– Baco, a może byśmy tak spróbowali tego
psa z moim. Ja mam takiego dobrego psa
policyjnego, niedawno szkołę skończył
zaocznie, medal dostał. Jak wasz wygra to
wam mandatu za niezapłacenie opłaty
targowej nie wypiszę.
Wyśli na łąke. Policyjont swojego
psa ze smyczy spuścił. Baca swojego psa z
postronka spuścił. Żółty pies ino dwa razy
zymbiskami kłapnył i zjod policyjnego.
Policyjont podchodzi do bacy i pado.
-Baco, co to za pies i
skąd wy go macie. A baca Jasiek na to.
-To panie
władzo było jesce łońskigo roku, znacy się
w zesłe lato. Do mnie śwagier z Afryki
przyjechał i go przywiózł. Ino on mioł tako
dużo grzywe, ale nom się w budzie nie
mieścił, to my go łostrzygli. Tak
było.Hej.
Komentarze (12)
Humorzasta historyjka, dzięki za uśmiech :)
Pozdrawiam serdecznie
Świetny wiersz. Pozdrawiam.
Super.Wesoło i do tego gwarą.Pozdrawiam serdecznie:)
:)))A jak sie wabi ta zolta bestyja, do ktorej nie
podchodz bez kija? :)))
Potwierdzam - świetnie! Pozdrawiam:-)
:))) Świetne!
Pozdrawiam.
:))) Dzięki za porcję humoru, na góralską nutę.
Dobranoc.
Dobre pozdrawiam
Okazuje się,że i gwarą świetnie tutaj mówią,a o
pieskach to i u mnie dzisiaj,ale o prawdziwych,nie
afrykańskich,ale się końcówka opowiadanka
zarąbista,uśmiechnęła mnie od ucha od ucha,oj z tą
zgoloną grzywą to niezłe jaja :))
Dzięki za uśmiech.
Dobrej nocki życzę:)
fajny "lewek" z tego pieska :)))
ha ha ubawiłam się Pozdrawiam serdecznie:)
Ha, ha, zaskoczyłeś totalnie tym... żółtym, co mu
grzywę ostrzygli:)))