Ballada o Mętnej Kałuży
Marszczy się i sinieje mętna twarz kałuży
–
Uśmiecha się dwuznacznie: zaraz się
wynurzy…
Paskudne oblicze mętnieje bardziej jeszcze
–
Czy słyszysz: płytkie kroki… Deszcz
ciszej szeleści…
Wiatr się gdzieś zaczaił, gnić zaczęła
gęsta mgła:
Skrzywiona buzia kałuży tak mętna –
aż mdła…
Pieni się, syczy, jak chory: majaczy, jęczy
–
Już: główka, piersi, nóżki – ktoś ty
jest? Topielczyk.
Bulgot w gardziołku… Rączką wskazał
szyję,
Gdy splamione wargi spytały: ja… nie
żyję?
Wiatr strzelił gwałtownie – to ptaki
się zleciały
Głodne: bierzmy i jedzmy, bracia! Oto
ciało!
Dziecię kałuży nie drgnie – trwa w
ciszy, w amoku,
Gdy ptaki gryzą, dziobią, rwą wątrobę z
boku…
Z kałuży martwe oka tłuszczu
wydziobały…
I – równie nagle jak ryknął –
głodny wiatr zamilkł.
Mętna twarz kałuży uśmiecha się dwuznacznie
–
Zewsząd gnają chmury – niedługo padać
zacznie…
Komentarze (3)
wiesz co mi sie podoba najbardziej???takie
zastosowanie niby obojetnsci..w pierwszych zdaniach
przedstawiasz mrocza historie podkreslajac ja kocowym
wersem,bedzie padac,,,,super!
Czytając tytuł spodziewałam się czegoś zupełnie
innego, jednak ta wersja mnie nie zawiodła ;) Bardzo
interesująco i niebanalnie.
Pozdrawiam :)
Jak dla mnie świetny, czekałam na coś dobrego, gdy
przeczytałam tytuł, ale dalszy ciąg przeszedł moje
oczekiwania ;) Duży plus!