Bezbłędnie
w milczącycych korytarzach nazw
mijają się słowa ukryte w rubaszności
gdzieś jak dwójka brudnych dzieci
pędzi czas, każde przeznaczyło go na coś
innego
miały być fajerwerki i szampan, znów
jakby o jedną kroplę goryczy za dużo
płaczę słonymi łzami, ty stoisz i
milczysz
oboje wiemy, że robię to za nas dwoje
odskoczyliśmy poparzeni od stolika do
brydża
choć partia niby wygrana, coś dziwnie
cierpki ten sukces
zapadły w ranne godziny rozmów, co ranią
duszę
by przynieść choć jedną chwilę zapomnianego
szczęścia
w ostatnim spojrzeniu prawdziwości
powiedziałeś jak mam na imię - bezbłędnie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.