Bezkształt
Na sinych policzkach ciepło matowego
słońca
modlitwą gaśnie dzień muskany spienioną
falą
za oknem w bezkształcie rosną modre oczy
chłodem zraszane pod kopułą nieba
wczoraj
zebrałam w folie okruchy empatii
a płomień pod stopą przykrył
zobojętnienie
zasłony już nie milczą szargane
spojrzeniem
zwykłego kota z zakurzona sierścią
znikły senne chmury z ekranu nieba
prochem roztarte w martwych źrenicach
wyciągnę połamany parasol i wyjdę po
angielsku
przecinając kałuże chlupiącym echem
i dalej ukosem tropiąc własne ślady
zatrę smugę warstwy mirażu
Jedzie pociąg z Babilonu zatrzymaj go jak możesz...
Komentarze (1)
Trochę nazbyt patetycznie (miejscami wręcz
denerwująco), w czwartym wersie wkradła się zbędna
inwersja. Mimo wszystko - podoba mi się.