Bezzasada ukryta
Ledwo się imał na wietrze,
A ciało bezwładnie opadło.
Nie jako pierwsze,
I nie jak ostatnie zakute w lodzie
kowadło.
Nieszczęsny,
Skarany przez błędy w prawie.
Brzuch wklęsły,
W delikatnej, lodowej leży oprawie.
I niby skarał go los,
Diabeł się z niego śmieje.
Lecz nie złu należy się duszy kłos,
A w Bogu zaplotło nadzieje.
W tym cierpieniu,
Nie dostrzegł on bólu.
Leżąc na zimnym kamieniu,
Krzyczał do Boga: „Kocham Cię Królu
!”
Oczy, chodź śmierci głębi sięgały,
Ni smutku w nich, ni żalu.
Radość w bezwładnym ciele dawały,
Bo widział on jeszcze, odlatując pomału:
Te kroki, bezinteresownych ludzi,
Ten śnieg wędrujący na ziemi powietrza,
Tą staruszkę, która, by dojść się
trudzi,
Ten szyderczy śmiech, z ludzi złych
wnętrza.
A ostatnie słowo jakie dusza na ziemi
wydała,
Serce potwierdziło,
I umysł nie zaprzeczył:
„WYBACZAM” brzmiało.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.