Bieguny śmiechu
Loża szyderców
pod słomianą strzechą
paliliśmy skręty myśli
a ja chciałem złapać jaźń.
Ją na wieczność w sobie mieć
aby wyodrębnić - ja
we wszechświecie - zupie cząstek
jej nie trawi ludzki mózg.
Biczy trzask, kopanie nóg
histeryczny, gniewny bóg
uciekałem, bo nie chciałem
nigdy poznać słowa - wróg.
Namiot swój też rozbiłem
na rozstaju dróg.
Tylko szczery śmiech był w stanie
stopić szczyty gór.
W nim jest magia, radość, smutek
tajemnica, wielka moc.
W nim zawarte coś, co ciągnie
w bagna grząskie spieszny chód.
Świat jest mały i okrągły
odnajdziecie się
wy, co chcecie naprzeciwko
stanąć z różnych stron.
Gdy cieplejszy wiatr zawieje
ruszyć będę mógł.
Piękne miasto wybuduję
na rozstaju dróg.
Komentarze (1)
Fajnie mi to wyszło kiedyś. Dziś dałbym 7/10 :D