Bieszczadzki Azyl
BIESZCZADZKI AZYL
tacy byliśmy nieograniczeni
bez dachu nad głową
realność snem
dzikość natury domem
z przystanku wyciągnięta ręka
byle jak najdalej stąd
utopieni zachłyśnięci zielenią
byle bliżej nieba
dziś każdy poszedł w swoją stronę
włożył do kieszeni zwinięte pragnienie
aby wrócić
by znów zatopić się w trawie
i tak leżeć
z oczyma zaplątanymi w gwiazdach
by próbować usnąć
mimo iż las
już powoli wyłania się z mroków nocy
gdy do uszu dochodzi
tylko zniekształcone echo świadomości
trzask dogasającego ogniska
słabnący głos gitary
urwanie
cisza
nic
chciałbym tam wrócić
znów obudzić się cały w rosie
wśród szczytów
mlecznie okrytych mgłą poranka
wśród szumu potoku
i do znudzenia śpiewu ptaków
pośród przyjaciół
tacy byliśmy nieograniczeni...
jedynie przez góry
Komentarze (1)
Jakze znajoma tęsknota za tym miejscem...
I:
"pośród przyjaciół
tacy byliśmy nieograniczeni...
jedynie przez góry"
Dziękuję za obudzenie przepięknych wspomnień